Nie dokończyłam, bo do chłopaka zadzwonił telefon.
- Nathan, proszę cię. To jest naprawdę ważne...
- To mi zajmie tylko chwilę. Dasz mi 5 min???
- No dobrze.
- Dziękuję, słońce. - powiedział, delikatnie muskając moje usta
Nie odezwałam się, tylko wyszłam z pokoju, żeby mógł spokojnie porozmawiać. Nie chciałam mu przeszkadzać. Byłam przygnębiona, że mimo mojej próby, nie mogłam mu powiedzieć, o czymś, co nurtuje mnie od jakiegoś czasu...
Postanowiłam pójść na spacer. Chciałam iść sama, mogłam wtedy wszystko przemyśleć. Ubrałam się w >>>TO<<<. Do torby włożyłam notatnik, mój ukochany telefonik, słuchawki, portfel i inne niezbędne mi do życia dodatki. Dokąd zmierzam, nie mam pojęcia... W końcu zdecydowałam się na park. To było najlepsze miejsce na rozmyślanie. Słuchawki włożyłam do uszu zaraz po wyjściu z domu. Nikt nawet nie zauważył, że mnie nie ma. Wszyscy byli zajęci tym, że głowa ich boli, bo to przez tą wczorajszą imprezę. Wszyscy mają mnie w dupie. Nawet Nathan... Ważniejszy jest dla niego jakiś głupi telefon od kumpla. Ważniejsze od tego co chcę mu przekazać...
Kiedy doszłam do parku, w moich słuchawkach słychać było pierwsze dźwięki "Someday" mojego kochanego zespołu - Nickelback.
Usiadłam pod jakimś drzewem. Z torby wyciągnęłam swój notatnik. To nie był zwykły zeszyt. To mój pamiętnik... Tak wiem, to dziecinne. Ale tylko w ten sposób mogę przelać moje uczucia na papier. Wiersze i piosenki odpadają. Zaczęłam pisać: "Drogi Pamiętniku! Nareszcie znalazłam w sobie odwagę, żeby powiedzieć o tym Nathan'owi, ale on mnie zignorował. Wolał pogadać ze swoim kumplem o codziennych rzeczach... O takich, o których mógł z nim pogadać, chociażby po tym, jak powiedziałabym mu prawdę... Ale z drugiej strony boję się konsekwencji. Jak mnie zostawi? Wyprze się mnie? Skończymy tak, że mimo, iż się znamy, można by powiedzieć, że wręcz doskonale, on będzie udawał, że widzi mnie pierwszy raz w życiu. A ja tak nie chcę... Wiem, że rzadko mówiłam mu: "Kocham Cię", ale tak jest naprawdę. Mogłabym nawet teraz, wstać i wydrzeć się na całe gardło: "NATHAN, KOCHAM CIĘ!!! JESTEŚ CAŁYM MOIM ŚWIATEM!!!". Boję się, najprawdziwiej w świecie się boję... Lecz, jeśli on mnie kocha równie mocno jak ja jego, powinien mnie zrozumieć. Wesprzeć mnie, doradzić co mam zrobić... Teraz mogę tylko rozważać warianty... Wszystko okaże się, jak znowu nabiorę odwagi, bo teraz straciłam ją już doszczętnie..."
Zamknęłam zeszyt i włożyłam go z powrotem do torby. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Godzina 18.18. "Ciekawe kto o mnie myśli?" - pomyślałam. Wracając do domu, wpadł na mnie mały chłopiec. W jego oczach widać było strach. Ciuchy potargane, w niektórych miejscach było nawet widać plamy z krwi. On sam z siebie przytulił mnie. Zrobiłam to samo. Od razu można było poczuć, że chłopak był przemarznięty.
- Jak się nazywasz? - zapytałam łagodnym i delikatnym tonem
- Ja... jestem Mike.
- Uciekłeś z domu?
- Tego nie można nazwać domem. Może ma w nazwie to słowo, ale to jest istne piekło.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Moja mama zmarła dwa miesiące temu. Ojciec jest pijakiem. Znęca się nade mną psychicznie i fizycznie, a poza tym w chwili obecnej mieszkam w domu dziecka...
- A tam nie jest ci lepiej???
- Ani trochę. Opiekunki też nas biją, głodzą nas. Wystarczy jeden wybryk, a zostajesz ukarany laniem i paroma dniami bez jedzenia.
- Jesteś głodny?
- I to bardzo.
- To chodź, pójdziemy coś zjeść.
Wzięłam małego za rękę. Szliśmy tak chodnikiem, aż dotarliśmy do jakiejś tutejszej knajpki. Nawet jej nie znam.
- Ile masz lat, Mike?
- 8, ale już jutro skończę 9.
- To poważny już wiek.
Rozmawialiśmy tak do godziny 19.30. Ale w końcu nadszedł czas, żebym wracała powoli do domu.
- Obiecaj mi, że wrócisz do ośrodka. A ja cię jutro odwiedzę.
- Obiecuję. A ty mi obiecasz, że przyjdziesz?
- Obiecuję.
Odprowadziłam go pod bramę ośrodka, a na pożegnanie przytuliłam małego.
Czułam, że wiele mnie z nim łączy. Wiedziałam, co on czuje. Starał się na zewnątrz być silny, że wszytsko przezwycięży, ale w środku była pustka. Brakowało nam obojgu rodziców i ich miłości. Zawsze zazdrościłam dzieciom, które miały pełną rodzinę. I nie chodzi mi o to, że Michelle się mną źle zajmowała. Było wręcz przeciwnie, ale nigdy nie mogłam od niej dostać takiej miłości, jaką darzyli mnie rodzice, kiedy jeszcze żyli. Mike czuł to samo. Jego mama zmarła, a ojciec... Strach pomyśleć, co się działo u niego w domu... Namówię Michelle i Max'a na adopcję. Będę im tak długo truła dupę, dopóki się nie zgodzą.
W domu byłam o 20. Dopiero, gdy weszłam do salonu, przypomniałam sobie, że byłam umówiona z Liam'em do kina. W salonie, na kanapie siedział Nathan, a na przeciwko niego w fotelu - Liam. Po minie Nath'a można było zauważyć, że coś było na rzeczy.
- Cześć, skarbie. - podeszłam do mojego chłopaka i pocałowałam go namiętnie w usta, żeby go trochę rozluźnić
- Hej. Czy moja mała dziewczynka wie do czego służy telefon???
- Ależ oczywiście, że wiem. Tylko, że jak byłam w parku, to słuchałam muzyki i mi się wziął rozładował.
Zwróciłam się w stronę Liam'a.
- Przepraszam cię, Liam, ale zupełnie mi z głowy wyleciało. Moglibyśmy przełożyć kino na kiedy indziej???
- Pewnie. Odezwę się do ciebie jutro, dobrze???
- Jasne.
- To super. Ja już pójdę, nie będę wam przeszkadzał.
- Tak będzie najlepiej. - powiedział szeptem Nathan
- Jeżeli chcesz, to możesz zostać. Nie przeszkadzasz nam. - w tej samej chwili poczułam na sobie karcący wzrok Nathan'a
- Nie naprawdę, pójdę już, bo z chłopakami jedziemy jutro do USA i wypadałoby się spakować.
- No tak, też prawda. Zdzwonimy się w sprawie kina.
- Pewnie. Do zobaczenia.
Odprowadziłam chłopaka do drzwi. Kiedy tylko wyszedł, Nathan rozpoczął swoje "przesłuchanie".
- Thalia, gdzie ty byłaś?!?!
- Byłam się przejść po parku.
- Ale czemu mi nie powiedziałaś? Poszedłbym z tobą.
- Czy ja dobrze cię zrozumiałam?!
- Przekonajmy się!
- To, że jestem twoją dziewczyną, oznacza, że mam ci się ze wszytkiego spowiadać, i że nie mogę wyjść nawet na głupi spacer sama, chociaż raz?!
- Nie ze wszytskiego, ale z większość! I może mi jeszcze teraz powiesz, że nagle przeszkadza ci moje towarzystwo?!
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi, więc nie odwracaj kota ogonem! Kocham twoje towarzystwo, ale czasami też muszę pobyć sama!
- Od jakiegoś czasu stałaś się taka tajemnicza. Praktycznie nikogo nie informujesz, gdy gdzieś wychodzisz! Może ty masz kogoś na boku?!?!
- Ty... Jak możesz?!?! Wyjdź stąd!!!
- Thalia, ja prze...
- Wyjdź!!!
Podeszłam do drzwi i otworzyłam przed nim. Jak on mógł tak pomyśleć?!?! Kocham go nad życie, gdyby tylko on o tym wiedział... Oczy zaszkliły mi się łazami.
- Thalia...
- Idź już. Odezwę się do ciebie niedługo.
Chłopak ze spuszczoną głową wyszedł z mieszkania. Odwróciłam się, by pójść do swojego pokoju, a zobaczyłam całą gromadę. "Świetnie..." pomyślałam.
- Thalia, on... - zaczął Jay
- Proszę, dajcie mi spokój. Ja muszę isć do pokoju. Przepuśćcie mnie.
Oni posłusznie mnie usłuchali. Otworzyłam drzwi, weszłam do pokoju i włączyłam muzykę. Tak zasnęłam.
*****************************
Proszę was, nie zabijcie mnie za to. Może to przez to, że miałam długą przerwę od pisania... Nie wiem. W każdym bądź razie, przypominam, że 8 komentów = kolejny rozdział. Rozdział dedykuję wszytstkim, którzy czytają moje opowiadanie :)