czwartek, 27 grudnia 2012

Rozdział 18

Wstałam dziwnie wcześnie, bo o 6.49. Ale to lepiej. Wszyscy jeszcze spali, a ja mogłam posiedzieć w końcu w ciszy. Ubrany tylko w moją piżamę, składającej się z długich, luźnych spodni w kolorze granatowym oraz luźnej, beżowej koszulce z krótkim rękawem, na której widnieje napis: "My heart belong to you", zeszłam na dół, do kuchni. Zrobiłam sobie płatki i z miską w dłoni udałam się do salonu. Włączyłam telewizor na jakiś kanał muzyczny. Puszczali coś w stylu ploteczek ze świata showbiznesu. Zostawiłam. Tak po prostu, z nudów. "To była tylko gra?!? Czy zdrada Kristen była była fikcją?!?", "One Direction czy The Wanted - który boysband jest lepszy?". Denerwowało mnie już to. Zawsze ich porównywali. Czemu??? Sama nie wiem. Można by powiedzieć, że są oni dwoma różnymi światami. W pewnym momencie poruszyli temat związków. Tak jak myślałam, informacje o mojej osobie już się rozprzestrzeniły w świat. "Jak widać, najmłodszy członek zespołu, Nathan Sykes, także znalazł sobie dziewczynę. Najbardziej rozchwytywana przez fanki 1/5 bandu umawia się z 18-letnią Thalią Keegan." Świetnie - pomyślałam. Nie miałam ochoty tego dalej oglądać, więc przełączyłam na kanał muzyczny. Obejrzałam pare teledysków i wyłączyłam całkiem telewizor. Nagle ktoś zapukał do drzwi. O 7 rano?!? Spojrzałam przez judasza i zobaczyłam Chris'a. Z niechęcią otworzyłam, bo obudziłby wszystkich domowników.
- Czego tu chcesz???
- No jak to czego?!? Żebyś do mnie wróciła!!!
- Tobie się chyba domy pomyliły! O ile się nie mylę Patricia mieszka na Baker Street 15...
- Ale ja wiem, gdzie ona mieszka. I tak wogóle mam gdzieś tą zdzirę!
 - A co? Znudziła ci się już?
- Zdradziła mnie...
- No proszę! To teraz wiesz jak ja się czułam, gdy ty mi to robiłeś...
- Wiem, przemyślałem wszystko. Ja się zmienię, ale proszę, daj mi ostatnią szansę.
- Chris, ja nie mogę...
- Ale, Thalia, ja dopiero teraz zrozumiałem ile ty dla mnie znaczyłaś i znaczysz nadal.
- Chris, ja już sobie ułożyłam życie, z Nathanem. Ty też to zrobisz. Znajdziesz dziewczynę, która cię pokocha, mocniej niż ja, a ty odwzajemnisz to uczucie. Możliwe, że będziecie sobie przeznaczeni już na wieki wieków i będziecie mieli gromadkę ślicznych dzieciaków. Ale to nie będę ja, przykro mi...
- Powiedz mi tylko: kochasz go?
- Oczywiście, że go kocham.
- Opiekuje się tobą?
- Pewnie, czasami nawet trochę aż za bardzo, ale pokazuje mi przez to jak bardzo on kocha mnie.
- Dobrze. To ja już pójdę, nie będę ci psuł dnia. Do zobaczenia.
- Chris?
- Tak?
- Zostaniemy przyjaciółmi?
- Jasne, z miłą chęcią.
Można było zauważyć, że był przygnębiony. Kiedy wyszedł, mój telefon się nagle odezwał. Dostałam sms'a od Liam'a.
"Chciałbyś mi pomóc? Mam duży kłopot... xxx Liam"
W odpowiedzi wystukałam:
"Pewnie, zaraz przyjdę, tylko daj mi adres, bo nie miałam okazji zawitać w twoich skromnych progach :) xx T."
Chłopak przesłał mi adres. Ubrałam się w luźną tunikę w grube, czarno-białe paski, beżowe rurki i czarne conversy. Wzięłam do tego czarną torbę z Nike, w której miałam wszystko spakowane. Wyszłam z domu i ruszyłam w poszukiwaniu danego adresu. Szłam i szłam, ale w końcu dotarłam. Dom był dosyć okazały. Podeszłam do furtki i zadzwoniłam domofonem. Odebrał jakiś chłopak, ale nie był to na pewno Liam.
- Halo???
- Cześć, ja do Liam'a.
Bramka się otworzyła. Weszłam niepewnie na posesję. Zauważyłam, że przez okno wyglądają cztery głowy. Spuściłam głowę i uśmiechnęłam się pod nosem. Zapukałam do drzwi. Otworzyli mi ci sami, co obserwowali mnie przez okno.
- Ty musisz być tą słynną Thalią! Jestem Zayn. - chłopak wyciągnął do mnie rękę
- Czemu "słynna"?
- Liam cały czas o tobie nawija. Chociaż się nie dziwię, taka dziewczyna... Sam bym się skusił...
- Te, Harry, opanuj swoje loki i myśli!!! - powiedział Liam, który właśnie schodził po schodach - Uważaj na niego, jest strasznym podrywaczem.
- Ej, no!!! Wszystko słyszałem!!! Ale to prawda, też bym na twoim miejscu uważał na siebie.
- Dobra, nie pogrążaj się, Styles. Thalia ma chłopaka.
- Kto jest tym szczęściarzem???
- To już raczej nie powinno cię obchodzić. Znasz już Harry'ego i Zayn'a. Ci dwaj to Louis i Niall.
- Miło mi was poznać.
- To ty się rozgość, a ja pójdę ogarnąć mój pokój do końca.
- Pewnie.
Usiadłam na kanapie w salonie. Chłopaki mieli włączony ten sam kanał, który ja oglądałam w domu. Ciekawe czy widzieli od początku...
- Ej, mam pytanie. Gdzie jest toaleta?
- Chodź, zaprowadzę cię. - zaoferował się Harry
- Dzięki, ale wystarczy, że powiesz mi gdzie jest, a ja znajdę sobie sama.
- Nie. I tak pójdę z tobą.
Harry zaprowadził mnie do łazienki na 1. piętrze. Mogłam tylko podejrzewać, że należała ona do niego. Weszłam pierwsza i kiedy chciałam zamknąć drzwi, chłopak przytrzymał je nogą tal, że było to niemożliwe.
- Mógłbyś zamknąć te drzwi?!
- Mógłbym, ale tego nie zrobię.
- Dlaczego niby?!
- Bo mi się nie chce, ślicznotko...
- Zarywasz do mnie?!
- To moja wina?! No powiedz mi, czy to moja wina, że jesteś taka pociągająca???
- Jesteś...
- Jaki? Przystojny, uroczy, mądry, słodki?
- Jesteś przeciwieństwem tego! Zamknij te drzwi albo...
- Albo co? Pójdziesz do Liam'a? Proszę bardzo, droga wolna! Nie boję się go! Tak czy siak, kiedyś cię zdobędę!
- Pierdol się, Styles!!!
Odepchnęłam go w stronę drzwi do jakiegoś pokoju i zbiegłam po schodach. Niestety chłopak mnie dogonił.
- Kur*a no!!! Daj mi spokój!!!
- Taka ładna dziewczyna, a tak klnie??? Pociągasz mnie coraz bardziej. - mówić to, uniósł do góry jedną brew
- Mam cię dość! Rozumiesz?! Po 10 min. mam cię serdecznie dość! Pogratuluj Liam'owi takiego świetnego przyjaciela! A teraz, żegnam!
Wypadłam z tego domu jak burza. Wszystkie nerwy wzięły nade mną górę. Nienawidzę go, nienawidzę!!! Z całego serca!!!
Postanowiłam pójść do Bianci. Ona jedyna mi pomoże. Zresztą sama mówiła, że mogę do niej przychodzić, nie zważając na porę. Akurat od chłopaków z 1D było to raptem 5 min. drogi, więc miałam okazję, żeby trochę ochłonąć. Po drodze dostałam sms'a. Nadawca: Nathan. Treść: "Thalia, spotkajmy się. Muszę ci to wszystko wyjaśnić. Kocham cię i przepraszam :** xx" Odpisałam mu: "Niech ci będzie. O 14.30 w Starbucksie. Tylko ostrzegam, mam później inne plany, więc będę miała mało czasu." Odpowiedź dostałam niemalże od razu. Chłopak napisał tylko: "Dziękuję :* Będę na pewno. xx"
Doszłam do bloku Bianci. Zadzwoniłam domofonem, ale nikt nie odbierał. Czyżby upojna noc u boku Loczka??? Zrezygnowana szłam powoli w stronę kawiarni. Była już 14.20, a mi zostało jeszcze ok. kilometr, żeby się tam dostać. No cóż, zaczęłam biec...

*** Perspektywa Nathan'a ***
Godzina: 14.15. Denerwuję się, tak jakbym zaraz miał zdawać jakiś mega ważny egzamin. Podeszła do mnie kelnerka. Młoda, zgrabna, buźka śliczna... Ale co ja gadam, czekam przecież na jeszcze piękniejszą. Zapytała o zamówienie. Poprosiłem o szklankę wody.
Godzina: 14.20. Powinna już tu być. Zawsze przychodziła przed czasem, o co chodzi??? Kelnerka przyniosła mi wodę. Już chciałem wziąć łyk, kiedy zauważyłem, że na spodzie była przyczepiona karteczka. Numer telefonu. Zaśmiałem się do samego siebie.
Godzina: 14.30. Połowy szklanki już nie ma. Gdzie ona jest? A jak coś jej się stało? Może ona teraz leży w szpitalu, a ja o tym nie wiem?!? A jednak nie, nic jej się nie stało. Przyszła. Można było poznać, że biegła. Jej włosy były rozwiane przez wiatr, a na brzoskwiniowych policzkach zagościły rumieńce. Zauważyła mnie. Nie chętnie, ale powoli podeszła do stolika.

*** Perspektywa Thalii ***
- Cześć. Dziękuję ci, że przyszłaś. Strasznie mi na tym zależało.
- Wiem, dlatego przyszłam.
- Posłuchaj mnie, słońce. Kocham ciebie i tylko ciebie będę zawsze kochał. Zrozum poniosło mnie. Martwiłem się o ciebie. Po tym zdarzeniu z Chris'em i wogóle... Najzwyczajniej w świecie, bałem się o ciebie. To stąd ta nadmierna troska. Proszę cię, ja cię kocham. Zrobię dla ciebie wszystko, tylko proszę, przebacz mi. Błagam...
- Nathan, ja nie wiem, co mam ci powiedzieć. To prawda, zraniłeś mnie tamtymi słowami. Poczułam się tak, jakbyś wogóle nie miał do mnie zaufania. No ale związki, to przecież nie tylko szczęśliwe chwile u boku drugiej osoby, ale też rozterki, kłótnie, rozpacze. Ale mimo to ja nie mogę...
- Thalia...
Głos mu się załamywał,a do oczu nachodziły łzy.
- Ja nie mogę tak dłużej żyć, dlatego...
Zadzwonił telefon. Nie mój, ale Nathan'a. Nie odebrał go.
- Kto ma takie wyczucie?
- Jay, ale nie mówmy teraz o tym. Mów dalej...
- Brakuje mi ciebie jak cholera. Ja wiem, że to był tylko jeden dzień, ale ja tęskniłam. Nawet nie wiesz jak bardzo... Dlatego ja ci wierzę i przyjmuję twoje przeprosiny, ale nie tylko ty tu zawiniłeś... Mogłam ci powiedzieć, że wychodzę. A wy, w szczególności ty, martwiliście się o mnie. Nie zauważyłam tego, że mam tak wspaniałych przyjaciół i chłopaka. Dlatego ja też chcę cię  przeprosić.
- Ale...
- Przestań. Nie próbuj mi teraz wmawiać, że nic nie zawiniłam, bo oboje wiemy, że to jeden wielki fałsz.
- To znaczy, że między nami wszystko w porządku???
- Tak... Ale... Nath, ja muszę ci coś powiedzieć...
- Co się stało???
Widać było, że się zmartwił. No ale kiedyś muszę mu to w końcu powiedzieć.
- Boję się, że to będzie miało ogromny wpływ na nasz związek.
- Obiecuję ci, że nie ważne co to będzie, moje uczucia do ciebie się nie zmienią.
- Nathan, ja muszę wyjechać...

************************
Boże, jaka porażka... Przepraszam was za to. Mam nadzieję, że nie jesteście złe. Rozdział koszmarny, a końcówka to już wogóle. Mimo wszystko będę wdzięczna za jakiekolwiek komentarze.
Pozdrawiam,
Gabi :)

Zapomniałabym!!! Razem z jedną z dziewczyn z #TWFanmily prowadzę bloga z imaginami. Serdecznie zapraszam :3

piątek, 2 listopada 2012

Rozdział 17

Nie dokończyłam, bo do chłopaka zadzwonił telefon.
- Nathan, proszę cię. To jest naprawdę ważne...
- To mi zajmie tylko chwilę. Dasz mi 5 min???
- No dobrze.
- Dziękuję, słońce. - powiedział, delikatnie muskając moje usta
Nie odezwałam się, tylko wyszłam z pokoju, żeby mógł spokojnie porozmawiać. Nie chciałam mu przeszkadzać. Byłam przygnębiona, że mimo mojej próby, nie mogłam mu powiedzieć, o czymś, co nurtuje mnie od jakiegoś czasu...
Postanowiłam pójść na spacer. Chciałam iść sama, mogłam wtedy wszystko przemyśleć. Ubrałam się w >>>TO<<<. Do torby włożyłam notatnik, mój ukochany telefonik, słuchawki, portfel i inne niezbędne mi do życia dodatki. Dokąd zmierzam, nie mam pojęcia... W końcu zdecydowałam się na park. To było najlepsze miejsce na rozmyślanie. Słuchawki włożyłam do uszu zaraz po wyjściu z domu. Nikt nawet nie zauważył, że mnie nie ma. Wszyscy byli zajęci tym, że głowa ich boli, bo to przez tą wczorajszą imprezę. Wszyscy mają mnie w dupie. Nawet Nathan... Ważniejszy jest dla niego jakiś głupi telefon od kumpla. Ważniejsze od tego co chcę mu przekazać...
Kiedy doszłam do parku, w moich słuchawkach słychać było pierwsze dźwięki "Someday" mojego kochanego zespołu - Nickelback.
Usiadłam pod jakimś drzewem. Z torby wyciągnęłam swój notatnik. To nie był zwykły zeszyt. To mój pamiętnik... Tak wiem, to dziecinne. Ale tylko w ten sposób mogę przelać moje uczucia na papier. Wiersze i piosenki odpadają. Zaczęłam pisać: "Drogi Pamiętniku! Nareszcie znalazłam w sobie odwagę, żeby powiedzieć o tym Nathan'owi, ale on mnie zignorował. Wolał pogadać ze swoim kumplem o codziennych rzeczach... O takich, o których mógł z nim pogadać, chociażby po tym, jak powiedziałabym mu prawdę... Ale z drugiej strony boję się konsekwencji. Jak mnie zostawi? Wyprze się mnie? Skończymy tak, że mimo, iż się znamy, można by powiedzieć, że wręcz doskonale, on będzie udawał, że widzi mnie pierwszy raz w życiu. A ja tak nie chcę... Wiem, że rzadko mówiłam mu: "Kocham Cię", ale tak jest naprawdę. Mogłabym nawet teraz, wstać i wydrzeć się na całe gardło: "NATHAN, KOCHAM CIĘ!!! JESTEŚ CAŁYM MOIM ŚWIATEM!!!". Boję się, najprawdziwiej w świecie się boję... Lecz, jeśli on mnie kocha równie mocno jak ja jego, powinien mnie zrozumieć. Wesprzeć mnie, doradzić co mam zrobić... Teraz mogę tylko rozważać warianty... Wszystko okaże się, jak znowu nabiorę odwagi, bo teraz straciłam ją już doszczętnie..."
Zamknęłam zeszyt i włożyłam go z powrotem do torby. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Godzina 18.18. "Ciekawe kto o mnie myśli?" - pomyślałam. Wracając do domu, wpadł na mnie mały chłopiec. W jego oczach widać było strach. Ciuchy potargane, w niektórych miejscach było nawet widać plamy z krwi. On sam z siebie przytulił mnie. Zrobiłam to samo. Od razu można było poczuć, że chłopak był przemarznięty.
- Jak się nazywasz? - zapytałam łagodnym i delikatnym tonem
- Ja... jestem Mike.
- Uciekłeś z domu?
- Tego nie można nazwać domem. Może ma w nazwie to słowo, ale to jest istne piekło.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Moja mama zmarła dwa miesiące temu. Ojciec jest pijakiem. Znęca się nade mną psychicznie i fizycznie, a poza tym w chwili obecnej mieszkam w domu dziecka...
- A tam nie jest ci lepiej???
- Ani trochę. Opiekunki też nas biją, głodzą nas. Wystarczy jeden wybryk, a zostajesz ukarany laniem i paroma dniami bez jedzenia.
- Jesteś głodny?
- I to bardzo.
- To chodź, pójdziemy coś zjeść.
Wzięłam małego za rękę. Szliśmy tak chodnikiem, aż dotarliśmy do jakiejś tutejszej knajpki. Nawet jej nie znam.
- Ile masz lat, Mike?
- 8, ale już jutro skończę 9.
- To poważny już wiek.
Rozmawialiśmy tak do godziny 19.30. Ale w końcu nadszedł czas, żebym wracała powoli do domu.
- Obiecaj mi, że wrócisz do ośrodka. A ja cię jutro odwiedzę.
- Obiecuję. A ty mi obiecasz, że przyjdziesz?
- Obiecuję.
Odprowadziłam go pod bramę ośrodka, a na pożegnanie przytuliłam małego.
Czułam, że wiele mnie z nim łączy. Wiedziałam, co on czuje. Starał się na zewnątrz być silny, że wszytsko przezwycięży, ale w środku była pustka. Brakowało nam obojgu rodziców i ich miłości. Zawsze zazdrościłam dzieciom, które miały pełną rodzinę. I nie chodzi mi o to, że Michelle się mną źle zajmowała. Było wręcz przeciwnie, ale nigdy nie mogłam od niej dostać takiej miłości, jaką darzyli mnie rodzice, kiedy jeszcze żyli. Mike czuł to samo. Jego mama zmarła, a ojciec... Strach pomyśleć, co się działo u niego w domu... Namówię Michelle i Max'a na adopcję. Będę im tak długo truła dupę, dopóki się nie zgodzą.
W domu byłam o 20. Dopiero, gdy weszłam do salonu, przypomniałam sobie, że byłam umówiona z Liam'em do kina. W salonie, na kanapie siedział Nathan, a na przeciwko niego w fotelu - Liam. Po minie Nath'a można było zauważyć, że coś było na rzeczy.
- Cześć, skarbie. - podeszłam do mojego chłopaka i pocałowałam go namiętnie w usta, żeby go trochę rozluźnić
- Hej. Czy moja mała dziewczynka wie do czego służy telefon???
- Ależ oczywiście, że wiem. Tylko, że jak byłam w parku, to słuchałam muzyki i mi się wziął rozładował.
Zwróciłam się w stronę Liam'a.
- Przepraszam cię, Liam, ale zupełnie mi z głowy wyleciało. Moglibyśmy przełożyć kino na kiedy indziej???
- Pewnie. Odezwę się do ciebie jutro, dobrze???
- Jasne.
- To super. Ja już pójdę, nie będę wam przeszkadzał.
- Tak będzie najlepiej. - powiedział szeptem Nathan
- Jeżeli chcesz, to możesz zostać. Nie przeszkadzasz nam. - w tej samej chwili poczułam na sobie karcący wzrok Nathan'a
- Nie naprawdę, pójdę już, bo z chłopakami jedziemy jutro do USA i wypadałoby się spakować.
- No tak, też prawda. Zdzwonimy się w sprawie kina.
- Pewnie. Do zobaczenia.
Odprowadziłam chłopaka do drzwi. Kiedy tylko wyszedł, Nathan rozpoczął swoje "przesłuchanie".
- Thalia, gdzie ty byłaś?!?!
- Byłam się przejść po parku.
- Ale czemu mi nie powiedziałaś? Poszedłbym z tobą.
- Czy ja dobrze cię zrozumiałam?!
- Przekonajmy się!
- To, że jestem twoją dziewczyną, oznacza, że mam ci  się ze wszytkiego spowiadać, i że nie mogę wyjść nawet na głupi spacer sama, chociaż raz?!
- Nie ze wszytskiego, ale z większość! I może mi jeszcze teraz powiesz, że nagle przeszkadza ci moje towarzystwo?!
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi, więc nie odwracaj kota ogonem! Kocham twoje towarzystwo, ale czasami też muszę pobyć sama!
- Od jakiegoś czasu stałaś się taka tajemnicza. Praktycznie nikogo nie informujesz, gdy gdzieś wychodzisz! Może ty masz kogoś na boku?!?!
- Ty... Jak możesz?!?! Wyjdź stąd!!!
- Thalia, ja prze...
- Wyjdź!!!
Podeszłam do drzwi i otworzyłam przed nim. Jak on mógł tak pomyśleć?!?! Kocham go nad życie, gdyby tylko on o tym wiedział... Oczy zaszkliły mi się łazami.
- Thalia...
- Idź już. Odezwę się do ciebie niedługo.
Chłopak ze spuszczoną głową wyszedł z mieszkania. Odwróciłam się, by pójść do swojego pokoju, a zobaczyłam całą gromadę. "Świetnie..." pomyślałam.
- Thalia, on... - zaczął Jay
- Proszę, dajcie mi spokój. Ja muszę isć do pokoju. Przepuśćcie mnie.
Oni posłusznie mnie usłuchali. Otworzyłam drzwi, weszłam do pokoju i włączyłam muzykę. Tak zasnęłam.


*****************************
Proszę was, nie zabijcie mnie za to. Może to przez to, że miałam długą przerwę od pisania... Nie wiem. W każdym bądź razie, przypominam, że 8 komentów = kolejny rozdział. Rozdział dedykuję wszytstkim, którzy czytają moje opowiadanie :)

niedziela, 28 października 2012

Wróciłam!!! :)

No więc tak. Po baaaaaaaaaaaaardzo długiej przerwie od bloga z powodów osobistych postanowiłam wrócić do pisania. Ja wiem, że ta informacja nie zmieni waszego życia na lepsze i wogóle, bo kto chciałby czytać takie, że się tak wyrażę, gówno. No ale cóż...

A tak poza tym, to potrzebuję waszej pomocy. Zastanawiam się, czy kontynuować opowiadanie, czy też może zacząć pisać imaginy. Pomóżcie mi, proooooszę. Swoje zdanie wyrażajcie w komentach. Ilość zadecyduje :) Do kiedy czas??? Może do jutra :)

sobota, 19 maja 2012

Rozdział 16

Rano obudziłam się wtulona w Nathana. Całe szczęście jeszcze spał, więc mogłam w spokoju się ogarnąć. Wciągnęłam na siebie zielone szorty, T-shirt z Ciastkiem, a do tego zwykłe czarne trampki. Włosy spięłam w luźny warkocz. Rzęsy przejechałam maskarą, a na usta nałożyłam odrobinę błyszczyku. Wyszłam z łazienki po pół godziny, ale chłopak jeszcze spał. Postanowiłam zejść na dół, żeby zobaczyć w jakim stanie jest reszta ekipy. Nie było aż tak źle, jak przepuszczałam, ale mogło być lepiej... Postaram się opisać jak najdokładniej. Tom, Jay, a pomiędzy nimi Bianca spali na blacie w kuchni. Najgorsze było to, że cały zlew był upieprzony wymiocinami. FFFFFFUUUUUUJJJJJJ!!! W salonie spał Max, który był przytulony do Sivy. Annabeth spała w wannie. Tylko Mich i Nareesha były w miarę głową na ziemi. Weszłam z powrotem do kuchni starając zrobić porządne śniadanie z tego co zostało, bo jak widać po stanie lodówki, impreza odbyła się także u nas... Udało mi się zrobić trochę naleśników i tostów, ale dużo tego nie było. Gdzieś w szafce znalazłam megafon i wydarłam się na całą chatę: "ŚNIADANIE!!!". Tom i Jay spadli z blatu, a Bianca zgrabnie zeskoczyła.
- Co do cholery?!?! - wrzasnął Jay
- Zrobiłam wam śniadanie.
- A nie mogłaś nas normalnie obudzić? - zapytał Tom, trzymając się za głowę
- A co, główka boli?
- No, trochę...
- To po jaką cholerę tyle wczoraj piliście?
- Od czasu do czasu trzeba zaszaleć. Dasz nam coś na ból głowy?
- A co ja będę z tego miała?
- Wielką satysfakcję, że pomogłaś swoim kochanym przyjaciołom.
- Niech wam będzie...
Podałam im pudełko, na które rzucili się jak na mięso (przypomina mi się jeden debil z zawodów w nożną dla chłopaków, współczuję jego rodzicom...). Gdy łyknęli już tą chemię, usiedli do śniadania. Po 5 min. przyszła reszta, oprócz Nathana. Postanowiłam pójść do chłopaka. Weszłam do pokoju, ale on jeszcze spał, więc włączyłam laptopa. Sprawdziłam tt, fb i pocztę. Okazało się, że za dwa tygodnie mam zawody (skoki), a mój koń jest kontuzjowany, a jedyny koń, który się nadaje to Glauko. Problem tkwi w tym, że niezbyt za sobą przepadamy. Kate - moja instruktorka, napisała, że treningi są we wtorki, czwartki, piątki, soboty i niedziele od 15:00 do 20:00. Ja pierdolę - 5 godzin?! Moje zacne nóżki będą obolałe! Odwiedziłam jeszcze pare stron, ale nie znalazłam nic ciekawego. Odwróciłam się od biurka i zobaczyłam, że Nathan się na mnie paczy.
- Dzień dobry kochanie. - zwrócił się do mnie, muskając przy tym moje usta
- Hej. - odpowiedziałam, oddając pocałunek
- Jak ci minęła noc? Bo mnie cudownie.
- Mnie także. Zrobiłam wam śniadanie, ale lepiej by było gdybyś poszedł tam teraz, bo za chwilę nic nie będzie.
- Ale ja wolałbym posiedzieć tu z tobą. - powiedział obejmując moją twarz w swoje dłonie
- Poczekaj chwilę, to przyniosę ci śniadanie, a ty w tym czasie się ubierz. Jakbyś chciał się wykąpać, to ręczniki są w łazience na górnej półce.
- Ale wrócisz?
- Nie. Ucieknę do pierwszego lepszego faceta i więcej mnie nie zobaczysz.
- Żartujesz, prawda?
- Jasne, że tak. W życiu bym cię nie opuściła. - powiedziałam składając delikatnego całusa na jego policzku
- Wolałem się upewnić... Już raz mnie to spotkało, a nie chcę cię stracić. Zrozum, jesteś dla mnie naprawdę ważna.
Podniósł moją twarz, żebym spojrzała mu w oczy, ale ja nie zrobiłam tego od razu. Najpierw swój wzrok zawiesiłam na jego ustach, a dopiero potem powędrowałam w górę wzrokiem. Dopiero teraz dotarło do mnie, że ja nie mogę już dłużej tego ukrywać. Ja już dłużej tak nie mogłam...
- Nathan, ja muszę ci coś powiedzieć...


**************************************
Dobra, więc jest kolejny rozdział. Trochę dawno mnie nie było, ale postaram się wpadać teraz coraz częściej. Mam nadzieję, że się wam podoba. Z dedykiem dla Willow i wariatki. Wprowadzam zasadę: 8 komentarzy = rozdział!!!

niedziela, 1 kwietnia 2012

Rozdział 15

Odwróciłam się i zobaczyłam Liama.
- Co ty tu robisz? - spytał
- Siedzę i piję... Trochę tańczę.
- To co powiesz na taniec ze mną?
- Z chęcią.
Chwyciłam go za rękę i weszliśmy na parkiet. Tańczyliśmy do "The One That Got Away" Katy Perry. Położyłam swoje ręce na jego ramionach, a głowę oparłam o jego klatkę piersiową, natomiast on swoje ręce położył na moich biodrach. Tańczyliśmy tak dopóki nie poczułam ręki chłopaka na moim pośladku. Spojrzałam na niego, a jego twarz znalazła się kilka milimetrów od mojej. Nasze usta były tak blisko... On chciał mnie pocałować... Coraz bardziej się zbliżał... Był już tak blisko, że czułam jego oddech na mojej twarzy... Jeszcze chwila i to by się stało...
Otrzeźwiałam i jak oparzona, odsunęłam się od niego. Zaczęłam szukać wzrokiem po sali Nathan, a jak go już znalazłam, ruszyłam biegiem w jego stronę. Gdy już do niego dobiegłam, wtuliłam się w jego tors. Przy nim czułam się bezpieczna. Zamówiłam drinka, potem kolejnego i kolejnego... Chciałam wziąć kolejny, ale Michelle mnie powstrzymała.
- Wróćmy już do domu, proszę. - zwróciłam się do Nathana
- Dla ciebie wszystko.
Chłopak podszedł do reszty, powiedział im, że wychodzimy. Wyszliśmy z klubu i szliśmy pustą ulicą. Po drodze zahaczyliśmy o wypożyczalnię filmów. Nathan wszedł do środka, a ja zostałam na zewnątrz. Wrócił po 10 min. Gdy doszliśmy do domu, zrobiłam popcorn i usiedliśmy przed telewizorem. Okazało się, że mój wspaniały chłopak wypożyczył same horrory. Wziął "Krzyk", "Piłę" i "Koszmar z ulicy Wiązów". Cały czas siedziałam w objęciach mojego księcia na białym rumanku (xd). Filmy skończyły się po 3 nad ranem. Nagle chłopak wstał z kanapy i zaprowadził mnie za rękę do pokoju. Gdy weszliśmy zamknął drzwi na klucz, po czym odwrócił mnie twarzą do siebie. Spojrzał mi w oczy i namiętnie pocałował. Swoje dłonie oparł na moich biodrach. Z kolei moje ręce powędrowały po jego ramionach, by w końcu mogły zatonąć w jego włosach. Spojrzał mi ponownie w oczy, jakby czekał na moją zgodę. Delikatnie kiwnęłam głową. Oboje uśmiechnęliśmy się, a nasze usta złączyły się w pocałunku. Chwilę potem czułam, jak jego dłonie przemieszczają się w stronę moich pleców, a potem wsunął je pod moją bluzkę. Nie zostałam mu dłużną i ściągnęłam z niego koszulkę. Czułam, jak jego usta wyginają się w uśmiechu. On również szybko pozbył się mojej bluzki. Wziął mnie na ręce i zaniósł do łóżka, na którym położył ostrożnie. Usiadł na mnie okrakiem i wrócił do pocałunków, kiedy ja dotykałam jego pleców. Zjechał wargami do szyi. Musnął moją skórę, a przez moje ciało przeszły miłe dreszcze. Potem całował mój dekolt, ramiona. Jednocześnie dobieraliśmy się do swoich spodni próbując je z siebie zdjąć. Jemu poszło to sprawniej ale w końcu i mi się udało. Zostaliśmy w samej bieliźnie. Nathan na chwile oderwał swoje usta od mojej skóry i zlustrował mnie wzrokiem.
- Kocham Cię – szepnął.
Powoli dłońmi dotykał moich ud. Przerwałam mu, bo chciałam go popędzić. Pragnęłam go całym ciałem. Zdjęłam z niego bokserki. Nie czekał długo i również zdjął ze mnie bieliznę. Przez kilka chwil przyglądał się mojemu nagiemu ciału.
- Jesteś piękna – szepnął mi na ucho, a ja zarumieniłam się delikatnie.
Swoimi dłońmi pieścił moje ciało. Rozpływałam się pod jego dotykiem. Wreszcie ostrożnie wszedł we mnie. Cicho jęknęłam pod wpływem tej rozkoszy. Oplotłam jego biodra nogami i mocno przytuliłam. Oboje dyszeliśmy, było nam tak dobrze.
W ostateczności Nathan zmęczony opadł na łóżko obok mnie. Uśmiechał się, jak ja to kochałam. Wtuliłam się w jego tors. Całowałam go w usta, składałam pocałunki na jego szyi, klatce, a on cicho mruczał. Okryci kołdrą i bardzo szczęśliwi zasnęliśmy w swoich objęciach...

***********************
Rozdział dedykuję Kindze, bez której nie byłoby tego rozdziału. Dzięki kochana :*
Przepraszam was, że taki krótki, ale nie miałam pomysłu. Mam nadzieję, że wam się podoba :)

wtorek, 27 marca 2012

Dla siostrzyczek! :*

Ten obrazek powstał na beznadziejnej lekcji j. angielskiego. Taki mini prezencik od serca dla moich siostrzyczek :* Mam nadzieję, że się wam podoba :D

Rozdział 14

- Z kim rozmawiałaś?
Odwróciłam się i zobaczyłam Nathana.
- Z kolegą. Ma na imię Liam i chodziłam z nim do klasy w podstawówce. - powiedziałam, odpowiadając na kolejne pytanie chłopaka - Jakieś jeszcze pyatania, zazdrośniku?
- Nie jestem zazdrosny. Tylko...
- Tylko co?
- Nieważne... Masz jakieś plany na wieczór?
- Nie, a co?
- A może poszlibyśmy do klubu, na drinka? Co ty na to?
- Jasne, czemu nie... Ale nie mam się w co ubrać....
- Żartujesz?! Przed chwilą odwiedziłaś kilkanaście sklepów, a z każego wyszłaś przynajmniej z jedną torbą!
- Jakbyś mnie uprzedził, to bym coś kupiła... A tak nie mam nic...
- Może dziewczyny ci coś pożyczą...
- Może... Ale wiesz o tym, że ja się z tobą droczę, prawda?
- Jasne, że wiem... Planujemy wyjście o 19. Dasz radę?
- Wątpisz w zdolności swojej dziewczyny?! To skandal! Obrażam się na ciebie!
- Oj, no weź...
- Nie odzywam się do ciebie!
- Właśnie się odezwałaś...
- Bo mnie prowokujesz! Ale i tak jestem obrażona!
- Przepraszam.
- No nie wiem, nie wiem...
- A to cię przekona?
Złapał mnie w talii i zaczął namiętnie całować. Oparłam się o ścianę, a on nadal mnie całował. W pewnej chwili podszedł do nas jakiś starszy pan i zapytał:
- Co się seksicie na ulicy? Wasi rodzice wiedzą?
Razem z Nathem wybuchliśmy śmiechem. Dziadek zrobił minę na wzór "WTF?" i sobie poszedł.
- Już nie jesteś obrażona? - zapytał z nadzieją chłopak, gdy przestał się śmiać
- Może... Wracajmy już. Głowa mnie trochę boli...
Do domu dotarliśmy ok. 17:45. Jak chłopak zobaczyłą, że w TV leci mecz Manchester United vs Real Madryt to nic do niego nie docierało. Zaczęłam się szykować na imprezę. Dziewczyny zrobiły to samo. W pewnym momencie zadzwonił mój telefon.
- Hejka. Tu Liam. Masz jakieś plany na jutro?
- Cześć. Jak na razie nic nie planowałam, a co?
- Co powiedziałabyś na wypad do kina z kumplem?
- Brzmi ciekawie. O której?
- Przyjadę po ciebie o 17:00. Może być?
- Jasne. To do jutra.
- Do zobaczenia.
Rozłączyłąm się i odłożyłam telefon. Chciałam dokońćzyć makijaż, ale dziewczyny mi nie pozwoliły.
- Kto to był? - spytała Mich
- Kolega. Pamiętacie Liama z podstawówki? - zapytałam zwracając się do Bianci i Annabeth
- Tak, a co?
- To właśnie on dzwonił. Spotkałam go dzisiaj jak wracałam z Nathem do domu. Wymieniliśmy się numerami i on zaprosił mnie jutro do kina.
- Ale on wie o ty, że ty masz chłopaka? - dopytywała się Nareesha
- Tak.
- To dobrze.
- Mogę wreszcie dokończyć makijaż? - spytałam
Po skończeniu przygotowań zeszłyśmy na dół i o dziwo chłopcy też byli już gotowi.
- Możemy już wreszcie iść? - zapytał Max
- Jasne, ale gdzie Jay? - spytała Bianca
- Powiedział nam, że musi coś załatwić, i że Thalia wie o co chodzi...
Wszytskie pary oczu zwróciły się na mnie, a ja czułam się niezręcznie.
- O co wam chodzi? Przecież ja nic nie pamiętam...
- To co idziemy? - zmienił temat Tom
- To w drogę! - wykrzyknął Jay, który wziął się niewiadomo skąd
- A ty tu skąd? - zapytała Nareesha
- On jest czarownicą! - wyparował Seev
- Czarownicą?! A nie czarodziejem? - zdziwiła się Annabeth
- Co za różnica, na jedno wychodzi...
- Możemy już wreszcie wyjść? - niecierpliwił się Nath
Po pewnym czasie wyszliśmy. Do klubu doszliśmy po 20 min. Od razu skierowaliśmy się na parkiet. Akurat leciało "She Doesn't Mind" Sean'a Paul'a. Przetańczyłam z moim chłopakiem całe 5 piosenek. Potem odszedł do mnie Jay i rzucił w stronę Nathana "Odbijamy!". Tańćzyliśmy do piosenki Jessie J "Domino". Muszę przyznać, żę chłopak jest w tym całkiem niezły. Potem tańćzyłąm z Tomem, Maxem i Sivą. W pewnym momencie wyłączyli muzykę, a na podest weszli jacyś chłopcy... Było ich 5. Nagle w głośnikach słychać było głośne: "Powitajcie One Direction!!!". Wszytskie dziewczyny zaczęły piszczeć i wrzeszczeć, ale nasz piątka stała cicho. Gdzy wrzaski ucichły, chłopaki zaczęli się przedstawiać:
- Hejka, jestem Louis.
- A ja Zayn.
- Cześć, ja jestem Harry.
- Ja być Niall.
Zanim przedstawił się ostatni, już wiedziałam, kto to jest.
- Jestem Liam. Postanowiliśmy zaśpiewać "One Thing", "What Makes You Beautiful" i "I Shoul've Kiss You". Tą ostatnią chciałbym zadedykować dziewczynie, którą dziś spotkałem...
Zaczęli śpiewać, a my usiedliśmy przy barze. Zamówiliśmy po drinku. Siedzieliśmy i śmieliśmy się. Nagle poczułam kogoś ręce na moich ramionach. Odwróciłam się i zobaczyłam...

******************************
Rzygam tym blogiem, bo jest tak beznadziejny, że... żę nawet nie mam słów jak go określić. Rozdział z dedykiem dla najlepszej cioci, którą jest nie kto inny jak LOVE :*

sobota, 24 marca 2012

Rozdział 13

- Zabieraj ręce od tej jajecznicy, albo jej nie dostaniesz! - krzyknęłam- Dobra... Już nie będę! Ale nie bij mnie tą łopatką
- Boli?
- Tak. Trochę...
- I dobrze, bo miało boleć!
W końcu usiedliśmy do śniadania. Gdy zjedliśmy, zaproponowałam zakupy, na co Nathan nie zareagował pozytywnie. Błagałam go długie 5 min., aż się zgodził. Z domu wyszliśmy o 10:15 i to nie z mojej winy, ale z mojego ukochanego chłopaka. Próbował przeciągnąć nasze wyjście, ale mu się nie udało. Do galerii doszliśmy w ciągu 15 min. Nasze zakupy zaczęliśmy od Bershki, potem Cropp, House, Cache Cache, Springfield, H&M, Zara, C&A, a na koniec KappAhl. Postanowiłam nie być złą dziewczyną, więc poszliśmy do sklepu, gdzie było mnóstwo baseballówek. Chłopak stracił tam głowę. Latał od regału do regału, zabierając z każdego po jednej czapce. Po zapłaceniu za zakupy chłopaka skierowaliśmy się w stronę kawiarni. Muszę przyznać, że to były udane zakupy. Kupiłam 4 topy, sukienkę, torbę, szorty, spódniczkę i buty. W kawiarni zamówiliśmy po kawie.. Rozmawialiśmy, śmieliśmy się. Postanowiłam poruszyć nurtujący mnie temat.
- Wtedy w szpitalu nie powiedzieliście mi wszystkiego, prawda? Chcę wiedzieć wszystko. Po prostu chcę.
- Tydzień temu, w środę ja, Jay i Tom zorganizowaliśmy kolację dla ciebie, Bianci i Annabeth. Podczas drogi nad jezioro, na wystawie w jubilerskim zauważyłem wisiorek z zawieszką w kształcie serca. Wysiadłem z samochodu, bo chciałem go kupić z myślą o tobie. Gdy wyszedłem ze sklepu, ktoś mnie zaatakował. To był twój były, Chris. Przez niego wylądowałem w szpitalu i nasza kolacja nie wypaliła...
- Dlaczego ja z nim zerwałam?
- Przyłapałaś go z inną dziewczyną...
- Ale teraz mam ciebie. Wiem, że ty byś mi tego nie zrobił, prawda?
- Jasne, że nie. Wracajmy już do domu.
Chłopak zapłacił za kawę i wyszliśmy z galerii. Oczywiście po drodze nie mogło zabraknąć fanek. Nathan został przez nie oblężony ze wszystkich stron. Postanowiłam usiąść na ławce i przeczekać. Siedziałam tak i rozmyślałam. Zauważyłam, że od jakiegoś czasu jestem strasznie zamyślona... Z plątaniny moich myśli wyrwało mnie jakieś wołanie...
- Thalia?!
Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam idącego w moją stronę chłopaka.
- To ja, Liam. Pamiętasz mnie? Chodziliśmy razem do klasy w podstawówce.
-Chyba cię kojarzę. Czekaj, czy to nie ty kupowałeś mi zawsze ciastko po lekcjach w piątek?
- Tak, to ja we własnej osobie. Kupę czasu się nie widzieliśmy.
- To prawda. Co tam u ciebie?
- Jakoś to leci. Pamiętasz Zayna i Nialla?
- Pewnie. Ich nie da się zapomnieć. Pamiętam jak mi wrzucili lód za koszulkę na stołówce. To było straszne...
- To prawda. Więc ja, oni, Louis i Harry tworzymy zespół.
- No nie mogę... Same sławy dookoła mnie...
- Sory, że pytam... Masz chłopaka?
- Mam, a co? Zazdrosny jesteś?
- Nie, no co ty. Chciałem tylko wiedzieć.
- Jasne...
- Dałabyś mi swój numer? Moglibyśmy kiedyś gdzieś razem pójść.
- Pewnie. Daj telefon.
Chłopak wyciągnął z kieszeni Blackberry, a ja wpisałam mu swój numer.
- Dzięki. Zadzwonię niedługo.
- Ok.
- Muszę już spadać. Zaraz mam nagranie. Do zobaczenia.
- Jasne, rozumiem. Cześć!
Przy ostatnim słowie krzyknęłam, bo chłopak już odchodził. Nagle ktoś za mną coś powiedział...

********************************
Boże, jaka beznadzieja. Rozdział powstał przy pomocy mojej BF i jednocześnie mojej imienniczce Gabi. Rozdział dedykuję love, Myii, lovelydream, Myszce, Adzie;), asi0987, nicely, justbreath, Kindzie, Kini, Adzie, Heli, marci, Tinie, Riddle, Lauren, belli, Cat, blondi15 i Weer, a przede wszystkim WARIATCE, czyli wszystkim moim najlepszym siostrom na świecie :*

piątek, 16 marca 2012

Rozdział 12

Obudziłam się w szpitalu. Nade mną stała grupka ludzi, a przy łóżku siedział jakiś chłopak. Na moje oko miał 18 lat, no może 19.
- Doktorze, kim są ci ludzie?
- Najlepiej będzie, jeśli sama ich zapytasz.
- Kim wy jesteście? Kim ja jestem? Co ja tu robię?
- Naprawdę nas nie pamiętasz? Ja jestem Nathan, ten ogolony to twój kuzyn Max. Szatynka w zielonej sukience to twoja przyjaciółka Bianca, a ta obok niej, ale w szortach i koszuli to Annabeth, także twoja przyjaciółka. Twoja kuzynka Michelle, to ta w fioletowej tunice i legginsach. Nereesha to dziewczyna obok najwyższego chłopaka, Sivy. Są parą od kilku lat. Ten z lokami to Jay, chłopak Bianci, a Tom to chłopak, który pociesza Annabeth. Oni także są razem...
- To już w miarę wiem, kim wy jesteście, ale kim ja jestem i co ja tu robię?
- Masz na imię Thalia. Masz 18 lat, no i jesteś... moją dziewczyną.
- To fajnie. Ty jesteś Nathan, tak?
- Tak...
- Nie siedź taki przygnębiony. Wszystko będzie dobrze. Obiecuję.
Złapałam go za rękę, a on się uśmiechnął.
- Ten uśmiech... Już go chyba kiedyś widziałam... Zresztą nieważne... To co ja tu robię?
- Poślizgnęłaś się w kuchni, upadłaś i uderzyłaś się głową w róg stołu... - ciągnął dalej brunet
- Są jeszcze jakieś rzeczy, które powinnam wiedzieć? A tak wogóle to gdzie moi rodzice?
- Thalia,... twoi rodzice nie żyją. Tata zginął w wypadku samochodowym 13 lat temu, a mama zmarłą na raka, gdy byłaś w pierwszej gimnazjum... - powiedziała...
- Ty jesteś Michelle, prawda?
- Tak, to ja. Twoja mama poprosiła mnie, żebym przejęła nad tobą prawa po jej śmierci...
- A ten Max, to on jest twoim bratem?
- Max jest... moim narzeczonym.
- To fajnie... Co jeszcze powinnam wiedzieć?
- Ja, Nathan, Jay, Siva i Tom tworzymy zespół The Wanted, a Michelle jest aktorką. - wtrącił się ten łysy, jak on?, a tak... Max
- Boże, utalentowana rodzina i przyjaciele. A ja?
- Byłabyś świetną aktorką... A poza tym projektujesz niezwykłe rzeczy... - powiedziała chyba Nereesha
- A co ze szkołą?
- Chodzisz do klasy ze mną i Biancą. - odpowiedziała dziewczyna w blond włosach, Annabeth
- Dodatkowo jesteś w szkolenj reprezentacji w piłce ręcznej ze mną, Annabeth, Dorothy, Yvonne, Dianą i... Patricią. - odpowiedziała szatynka, Bianca
W tej samej chwili do sali wszedł doktor.
- Przykro mi, ale musicie opuścić salę. Pacjentka potrzebuje teraz dużo odpoczyku.
- Ale ja się czuję bardzo dobrze...
- Słyszałaś, co powiedział lekarz. Przyjedziemy później. - powiedziała Michelle
- To będę czekać...
Zaraz po ich wyjściu, moje powieki zrobiły się ciężkie. Obudziłam się następnego dnia, ale pomieszczenie, gdzie leżałam, nie przypominało sali szpitalnej. "To pewnie musi być mój pokój." Ubrałam jakieś rurki, lużny top z napisem 'British Boys' i trampki. Zeszłam na dół do salonu, a tam siedzieli wszyscy ci, którzy byli u mnie wczoraj w szpitalu. Oglądali jakiś film i nawet nie zauważyli mojej obecności. Poszłam do kuchni i zrobiłam sobie kawę, a z lodówki wyjęłam jakieś ciastko. Siedziałam taki i się bawiłam kawałkiem deseru, bo straciłam apetyt. Ktoś wszedł do kuchni, kiedy tak torturowałam to ciasto.
- Już nie śpisz? - zapytał z troską Nathan
- Jak widać nie. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że nie powiedzieliście mi czegoś... Nieważne... Jak długo jesteśmy razem?
- Pół roku. A co?
- Nic. Tak po prostu chciałam wiedzieć.
- Idziemy do reszty?
- Z chęcią.
Doszliśmy do reszty. Nath usiadła na kanapie, a ja obok niego. Oparłam głowę na jego ramieniu i tak trwaliśmy do końca filmu. Straciliśmy poczucie czasu. Obejrzeliśmy jaszcze 2 filmy, który skończyły się ok. 23:48. Wzięłam chłopaka za rękę i poszliśmy do mojego pokoju.
- Ty będziesz spał na łóżku, a ja pójdę do gościnnego.
- Na taki układ to ja się nie zgadzam! Ty śpisz tutaj.
- Mam pomysł: będziemy spać tutaj oboje. Ale mam warunek: ręce trzymasz przy sobie. Dobrze?
- Nie ma sprawy.
Wzięłam koszulę i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki przysznic, przebrałam się i weszłam z powrotem do pokoju. Nathan już leżał w łóżku w samych bokserkach. Położyłam się obok niego i zasnęłam. Rano obudziłam się wtulona w klatkę piersiową chłopaka. Nie zauważyłam, że on już nie śpi...
- Już mnie opuszczasz? - zapytał z miną zbitego psiaka
- Muszę się wyszykować do szkoły...
- Zapomnij o tym. Lekarz kazał ci zostać w domu przez tydzień.
- Ale ja czuję się dobrze...
Zakręciło mi się w głowie. Upadłabym, gdyby nie to, że Nathan mnie złapał.
- Rzeczywiście nic ci nie jest...
- Dobra, zostanę... Ale będziesz ze mną?
- Pewnie, że tak.
- Muszę się przebrać...
- No i? Mam się odwrócić?
- Jakbyś mógł...
Zapomniałam, że w pokoju mam lustro, więc Nath wszystko widział. Na szczęście miałam na sobie bieliznę. Był to początek września, ale było dosyć gorąco. Nałożyłam szorty i błluzkę z napisem 'I love GOSSIP'. Do tego balerinki. Na usta nałożyłam odrobinę błyszczyku, a rzęsy przejechałam mascarą i byłam gotowa.
- Ślicznie wyglądasz.
- Dziękuję. Ty też fajnie wyglądasz w samych bokserkach.
- Nie musisz mi tak pochlebiać... Idziemy na dół? Jestem starsznie głodny.
- Idź się ogarnij, a ja pójdę zrobić śniadanie.
Zeszłam i skierowałam się do kuchni. Zaczęłam przygotowywać jajecznicę na bekonie dla Natha, a dla siebie zrobiłam sałatkę. Chłopak zszedł po 5 min. i zaczął mi przeszkadzać.

**************************************
Następny rozdział będzie dopiero po 3 kwietnia. Przepraszam, że tak długo, ale właśnie wtedy mam egzamin i mam teraz strasznie dużo testów i nie wyrabiam. Jeszcze raz przepraszam. Przez ten czas będę starała się coś napisać...
Całuję,
Gabi:)

niedziela, 11 marca 2012

Rozdział 11

*************** Wracamy do Thalii ***********************
Wyszłam na taras, a tam na samym środku stał stół zastawiony różnymi rzeczami. Za stołem stał nie kto inny jak Nathan z wielkim bukietem róż. Chciałam stamtąd wyjść jak najszybciej, ale usłyszałam:- Thalia, poczekaj!
- Po jaką cholerę?! Żebyś znowu wymyślał 5 min. jakąś wymówkę?
- Wytłumaczę ci wszystko...
- Dobra. Masz 10 min. - odpowiedziałam z niechęcią
Zaczął mi mówić, jak to Patricia go zmuszała i groziła mu, że coś mi zrobi. Wydało mi się to trochę dziwne, bo Patricię znam od podstawówki i jeszcze nigdy mi czegoś takiego nie zrobiła. Przed oczami znowu ukazała mi się scenka z kanciapy woźnego i dopiero teraz uświadomiłam sobie, że to Patricia była tą zdzirą. To ona niszczyła mi każdy związek. Ale co poradzić... Niektórzy się rodzą z zołzowatością...
- Przepraszam cię. Naprawdę nie chciałem cię skrzywdzić... - wyrwał mnie z moich przemyśleń Nathan
- To ja powinnam cię przeprosić. Nie dałam ci w ogóle dojść do słowa...
- Należało mi się.
- Wcale nie, ty mój obrońco.
Zbliżyłam się do chłopaka, a nasze usta złączyły się w pocałunku, który był pełen pożądania. Ręce wplotłam we włosy mojego chłopaka. Natomiast jego dłonie błądziły po moich plecach, szukając zamka w sukience.
- Nathan, mówiłam ci już. Nie jestem na to gotowa...
- Przepraszam...
- Mam taki pomysł... - powiedziałam z chytrym uśmieszkiem - Ale mam pytanie: kto wpadł na ten pomysł? Oczekuję na szczerą odpowiedź.
- Jeśli mam być szczery, to Max.
- Tak jak myślałam. Wracając do pomysłu... Możemy trochę poudawać, że nadal jesteśmy skłóceni. Co ty na to?
- Mnie to pasuje. Jak długo byśmy udawali?
- Nie wiem. Jeden, może dwa...
- Ale co?
- Tygodnie, może miesiące...
- Ty chyba żartujesz?!
- Jasne, że żartuję... Do jutra byś wytrzymał?
- No nie wiem. Może... Potrzebuję jakiejś zachęty. - powiedział z zadziornym uśmiechem
- Czy taka może być? - spytałam i wpiłam mu się w usta
- Może...
- Nie licz na coś więcej... Wracają już. - powiedziałam gdy usłyszałam klucz w zamku - Czas na przedstawienie...
Kiedy weszli do środka, wybiegłam z tarasu, a za mną Nathan.
- Jak mogłeś?! Ufałam ci! A ty... Ty wolałeś jakąś przedstawicielkę plastików!
- Thalia, przepraszam!
Chłopak próbował się do mnie zbliżyć i pocałować, a ja mu dałam z liścia i uciekłam na górę. Trzasnęłam drzwiami tak, żeby słyszeli mnie na dole. Po chwili do mojego pokoju wparowały dziewczyny.
- Czyli się nie pogodziliście. - odparła Nereesha
- Pogodziliśmy się, ale postanowiła dopiec trochę Maxowi.
- Ale ty jesteś wredna! Za to cię kocham! - powiedziała Bianca
- Idziemy na dół? - zapytała się Annabeth
- Pewnie. Nudno tu... Ale dziewczyny mam prośbę. Mogłybyście tego nie mówić?
- Nie ma sprawy. Na nas możesz liczyć.
- Dzięki.
Zeszłyśmy na dół i znowu musiałam udawać...
- Jeszcze tu siedzisz?!
- Thalia, proszę cię. Posłuchaj mnie!
- Ani mi się śni! Zdradziłeś mnie na oczach moich przyjaciółek! Mam tylko dowód, że już ci na mnie nie zależy!
- Ale ja cię kocham! Nie rozumiesz tego?!
- To w takim razie dlaczego to zrobiłeś? - spytałam z udawanymi łzami
- Bo... Ty byłaś czasami taka niedostępna... - próbował coś wymyślić
- Ja niedostępna?! Ty cyba już całkiem na mózg padłeś!
- Thalia...
- Wyjdź stąd! Nie chcę cię już tu więcej widzieć!
Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Nathan wstał z kanapy, podszedł do mnie i próbował mnie pocałować w policzek, ale ja się odsunęłam.
- Wyjdź! - starałam się grać jak najlepiej
Po minie Maxa i chłopaków widać było, że kupili nasze przedstawienie. Dziewczyny natomiast tarzały się ze śmiechu. Jak tylko chłopak wyszedł, dołączyłam do nich.
- Z czego wy się tak śmiejecie?! - wybuchnął Jay
- Z waszych min... Zobaczcie się w lustrze. - odpowiedziała Bianca przez śmiech
- To co robimy? - spytałam zmieniając temat
- Może butelka? - zaproponowała Nereesha - Ale masz iść po Nathana
- Muszę? - zapytałam z niechęcią
- Musisz!!! - wyprzedził dziewczynę Max
- No dobra...
Ubrałam kurtkę i wyszłam. Szłam ulicą i nagle poczułam kogoś ręce na moich biodrach.
- Nie powinnaś chodzić sama o tej porze.
Odwróciłam się i zobaczyłam... św. Mikołaja. Nie no żartuję... Zobaczyłam Nathan, który uśmiecha się zawadiacko
- Miałam po ciebie pójść, bo gramy w butelkę. Idziesz?
- Chętnie.
- To chodźmy.
Wziął mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę domu. Doszliśmy po 5 min. Weszliśmy do salonu i zaczęliśmy grę. Pierwsza kręciła Nereesha, bo to ona wymyśliła. Wypadło na Toma.
- Pytanie czy wyzwanie?
- Wyzwanie.
- Zbij lustro w salonie.
- Zwariowałaś?! Będę miał przez to 7 lat nieszczęścia!
- Sam wybrałeś...
- No dobra.
Poszedł do lustra, zdjął je ze ściany i rzucił na ziemię.
Potem kręcił Tom, Annabeth, Jay, Bianca, Nereesha, Jay, Nathan, Seev i Max. Gdy kręcił ten ostatni wypadło na Nathana.
- Pytanie czy wyzwanie?
- Wyzwanie. - powiedział twardo
- Pocałuj Thalię.
Gdy to usłyszałam, wyplułam na mojego kuzyna kawę, którą piłam i wykrzyknęłam "Że co?!".
- Czy ty zgłupiałeś?! Przed chwilą się z nim pokłóciłam, a ty mi z takim czymś wyskakujesz!
- Oj, no weź. To tylko gra... - próbował mnie przekonać
- Niech ci będzie... Jakieś warunki?
- Tylko taki, że ma być prawdziwy, a nie udawany.
- Dobra, do dzieła. Chcę mieć to już za sobą...
Nathan zbliżył się do mnie i nasze usta złączyły się w pocałunek, tak delikatny, że prawie go nie czułam.
- Młodzi, może już wystarczy...
- Przepraszam. - zarumieniłam się i odsunęłam swoją twarz od jego
- To ja przepraszam...
- Czyli co? Ma się rozumieć, że jesteście pogodzeni? - zapytał Max
- My pogodziliśmy się już wcześniej...
- Że co?! To po co te szopki odstawialiście?!
- Zastanawiam się czy nie pójść w ślady Michelle... Chyba dobrze mi idzie, skoro się nabraliście...
- Thalia! Ja cię uduszę! Lepiej uciekaj!...
- Nic mi nie zrobisz!
- Czyżby? - mówiąc to uniósł prawą brew - Jesteś pewna?
- Tak...
Nie dokończyłam, bo Max wziął mnie na ręce i zaniósł do łazienki, po czym odkręcił kran. Wrzucił mnie do wanny. Byłam cała mokra. Wygramoliłam się z tej wanny i zaczęłam go gonić. Pobiegłam za nim aż do kuchni, poślizgnęłam się i upadłam...

****************************************
Beznadzieja na maxa! Dziękuję wszystkim, którzy czytają te flaki z olejem.
Rozdział dedykuję całej rodzince :*

wtorek, 6 marca 2012

Rozdział 10

Wakacje minęły dość szybko, no ale cóż... Dyrektorka, p. Dodds, gadała jak najęta przez bite półtorej godziny na rozpoczęciu roku. Mówiła o szkolnej reprezentacji w piłkę ręczną, zajęciach dodatkowych  i o wymianie uczniowskiej. Zatkało mnie, bo o ile nie myli mnie pamięć to nasza "kochana" dyrektorka była zawsze temu przeciwna. "Ludzie się zmieniają, ale w tym wypadku chyba na krótko..." pomyślałam. Okazało się, że ostatnie klasy nie mogą brać w tym udziału, bo jest to organizowane tylko dla klas 2., więc nie ma szans. Powiedziała też, że każdej dziewczynie z mojej i równoległej klasy zostanie przydzielony jeden chłopak z wymiany.
- Jaki seksizmy. - szepnęła do mnie Bianca
- Mi też się to nie podoba, ale co ja mogę. Wiesz przecież, że według naszej wychowawczyni jestem tylko kolejnym dzieckiem, które demoralizuje młodsze pokolenia.
Potem dyrektorka wróciła jeszcze do reprezentacji szkolnej. W drużynie są: Bianca, Annabeth, Dorothy, Dianą, Patricią, Yvonne i... ja. Ucieszyłam się, bo zazwyczaj w takim składzie wychodzimy na grupowe imprezy, więc jesteśmy ze sobą bardzo związane. Do tego jeszcze naszym trenerem miał być p. Burner, który jest najlepszym nauczycielem w-f. Po uroczystości na hali wszystkie klasy udały się do przydzielonych im sal, gdzie wychowawcy rozdali plany zajęć i dopowiedzieli kilka słów o uczniach z wymiany. Dowiedziałyśmy się, że każdy z nich będzie miał korepetycje u jednej z nas, a u której to miało się okazać jutro na godzinie wychowawczej. Przy wyjściu złapał nas p. Burner, który chciał obgadać sprawy treningów i nazwy drużyny. Zaproponował nam nazwę "SSC Dawn London", na co my się zgodziłyśmy. W drodze powrotnej wszystkie siedem weszłyśmy do cukierni i kupiłyśmy 2 ciasta, 6 tacek (sporych) ciastek i 5 opakowań lodów. Mina sprzedawcy była bezcenna.
- Wy same to wszystko zjecie?! - zapytał z niedowierzaniem
- W domu czeka na nas jeszcze 5 chłopaków, więc niech się pan nie zdziwi, jeśli ktoś przyjdzie jeszcze po dokładkę. - odpowiedziała mu Bianca
Zapłaciłyśmy za wszystko i wyszłyśmy. Kiedy weszłyśmy do domu, usłyszałyśmy jakieś dziwne odgłosy z salonu. Weszłyśmy, a tam... A tam Max, Seev, Tom, Jay i Nathan nawalali się wszystkimi owocami jakie wpadły im w ręce: banany, jabłka, gruszki, pomarańcze, a raz nawet w ruch poszedł arbuz... Przynajmniej wszystko przykryli folią bąbelkową i zaoszczędzili sobie w ten sposób sprzątania... Krzyknęłyśmy wszystkie "CIASTO!!!" i już był spokój. Przynajmniej na chwilę... Ukroiłam każdemu po kawałku, a Tom (biedne dziecko) zaczął robić wyrzutnię z widelca, przez co kawałki ciasta leciały gdzie popadnie. Jeden trafił mnie w szyję, na co Nathowi zaświeciły się oczy. Odpowiedziałam mu miną "Are You Fucking Kidding Me?", ale on nie zwracał na mnie uwagi. Zbliżał się coraz bardziej, aż w końcu był na tyle blisko, żeby złożyć na mojej szyi delikatny pocałunek, zlizując kawałek ciasta.
- Może nie tak przy wszystkich? - to była Patricia
- Obrzydzacie nam jedzenie ciasta... - tym razem to był Max
- Jedzenie? Czy nawalanie się nim jak jacyś wariaci? - zapytałam
- My się nie nawalamy, tylko dzielimy w nietypowy sposób... - skomentował Tom
- Taa, jasne... Zresztą nieważne. Idziemy z dziewczynami na górę. Przed naszym wyjściem na kręgle wszystko ma być posprzątane. Zrozumiano?
- Tak jest! - odpowiedzieli zgodnym chórem
- A co z lodami? - zapytała Patricia
- Ja pójdę, a wy idźcie na górę. Zaraz będę. - odpowiedziałam
Zeszłam do chłopaków i zapytałam się:
- Chcecie coś z cukierni?
- Możesz nam kupić lody... - powiedział Seev
- Kupię, jeśli nie będziecie się już nimi rzucać.
- Ok - powiedzieli niechętnie
- Zaraz wracam. Jak wrócę to ma być posprzątane.
- Thalia, poczekaj chwilę. Pójdę z tobą. Nie masz nic przeciwko, prawda? - to był Jay
- Jasne, że nie. Zawsze ktoś się przyda do towarzystwa.
- Stary, wywiń tylko jakiś numer, to nie zobaczysz długo tych swoich loczków... - widać było, że Nath mówi to całkiem poważnie
- Spokojnie młody. Chcę z nią tylko pogadać...
Nałożyłam kurtkę i wyszliśmy.
- O czym chciałeś pogadać?
- Bianca ma urodziny za tydzień i nie mam pomysłu na prezent. Pomóż mi...
- Zaproś ją na kolację do siebie przy szampanie i świecach. Ona uwielbia włoską kuchnię, najlepiej gdyby było robione własnoręcznie. Będzie szczęśliwa. Uwierz mi.
- Dzięki za radę. Co ja bym bez ciebie zrobił?
- Chyba byś zginął na miejscu.
Wybuchnęliśmy śmiechem. Kupiliśmy 4 pudełka lodów i wróciliśmy do domu. Weszliśmy, a salon lśnił czystością. Na kanapie siedział Max, Tom i Seev. Oglądali jakiś program w TV. Nathana nie było.
- Max, gdzie jest Nath?
- Mówił, że idzie do toalety... Siedzi tam już jakieś 15 min.
- Ok. Jakby co lody stoją w kuchni na stole.
- Poradzimy sobie. Koleżanki na ciebie czekają.
Weszłam do pokoju, a dziewczyny gadały w najlepsze, ale jednej mi brakowało.
- Dziewczny, gdzie jest Paricia?
- W łazience. Trochę długo tam siedzi...
- A tak mniej więcej to ile tam siedzi?
- Około 15 min.
Wyszłam z pokoju i skierowałam się do łazienki. Otworzyłam drzwi, a tam Patricia, która przywala się do Nathana. Najbardziej mnie zdziwiło to, że on wogóle nie zaprzeczał. Zamknęłam drzwi z wielkim hukiem i zbiegłam do kuchni. Zaczęłam wyciągać miski, tarkę, nóż, łyżki i inne rzeczy + marchewkę, paprykę itd. Zaczęłam kroić marchewkę, kiedy ktoś wszedł do kuchni. To były Annabeth i Bianca, ale od razu się wycofały, kiedy zobaczyły, że znęcam się nad marchewką. Gotowanie zawsze było moją ucieczką od rzeczywistości. Tą pasję zaszczepiła we mnie moja mama, która była restauratorką. Zaraz po dziewczynach do kuchni wszedł Nathan.
- Dziewczyny cię nie uprzedziły, że nie warto przeszkadzać mi w gotowaniu? - zapytałam ze złością w głosie
- Nie...
- Szkoda, bo coś by ci się mogło stać w tą twoją śliczną buźkę. - powiedziałam bawiąc się nożem
- Słuchaj, to co widziałaś, to nie było tak jak myślisz...
- To w takim razie jak?!
- No bo...
- Właśnie. Zaufałam ci! Obiecywałeś mi, że nie będziesz taki jak Chris... I co? Wszyscy jesteście tacy sami: kłamliwi i ulegli!
- Thalia, posłuchaj...
Próbował złapać mnie za rękę, ale ja mu się wyrwałam.
- Co?! Może dać ci jeszcze 5 min. na wymyślenie jakiejś wiarygodnej wymówki?
- Proszę...
- Nie! Mam już dość takich facetów!
Powiedziałam to i wybiegłam z domu. Biegłam przed siebie, prawdobodobnie do parku. Do tego samego, w którym Nathan powiedział mi, że mu na mnie zależy. Miałam przy sobie iPoda, więc włożyłam słuchawki do uszu i wsłuchałam się w słowa piosenki Bruno Marsa "Grenade":
Easy come, easy go
That's just how you live, oh
Take, take, take it all
But you never give,
Should have known you was trouble from the first kiss
Had your eyes wide open,
Why were they open?

"Jaka ja mogłam mu zaufać? Byłam taka naiwna." Siedziałam pod drzewem i płakałam. W końcu postanowiłam wrócić do domu. Nikogo nie zastałam. Może to nawet i lepiej. Chciałam posiedzieć sama. Skierowałam się do swojego pokoju, ale coś mnie podkusiło, żebym poszła na taras. Weszłam, a tam...

***************** Oczami Natha ***********************
Thalia weszła do łazienki, kiedy Patricia się do mnie przystawiała. Nie mogłem jej powstrzymać, bo groziła mi, że zrobi coś Thalii. Zgodziłem się na jej warunki, ale pech chciał, żeby właśnie wtedy weszła Thalia. Usłyszałem tylko huk drzwi. Zostawiłem Patricię i pobiegłem za nią do kuchni. Siedziała tam i bawiła się nożem.
- Dziewczyny cię nie uprzedziły, że nie warto przeszkadzać mi w gotowaniu? - zapytałam ze złością w głosie
- Nie...
- Szkoda, bo coś by ci się mogło stać w tą twoją śliczną buźkę. - powiedziałam bawiąc się nożem
- Słuchaj, to co widziałaś, to nie było tak jak myślisz...
- To w takim razie jak?!
- No bo...
- Tak myślałam. Zaufałam ci! Obiecywałeś mi, że nie będziesz taki jak Chris... I co? Wszyscy jesteście tacy sami: kłamliwi i ulegli!
- Thalia, posłuchaj...
- Co?! Może dać ci jeszcze 5 min. na wymyślenie jakiejś wiarygodnej wymówki?
- Proszę...
- Nie! Mam już dość takich facetów!
Po wypowiedzeniu tych słów wybiegła z domu. Po niej do kuchni wparował Max.
- Coś ty jej zrobił?!
Zacząłem mu opowiadać o Patrici i jej groźbie.
- Powiedziałeś Thalii o tym? - dopytywał się
- Nie mogłem. Pomyślałaby, że to wszystko zmyśliłem, żeby wymigać się od konsekwencji. Ona mi już nie zaufa. Co ja mam zrobić?
- Masz szczęście, że Mich nie ma w domu. Ona by ci oczy wydłubała, ale skupmy się na odzyskaniu Thalii... Zrobimy tak: ja, Tom, Jay, Seev i dziewczyny pójdziemy do sklepu, kupimy wszytsko i przygotujemy. Potem wyjdziemy do kina, więc będziesz miał ok. 3 h, żeby wszystko jej wytłumaczyć.
- A jeśli to nie wypali?
- To masz pecha... Bądźmy dobrej myśli.
- Jak chcesz.
Zabraliśmy się za przygotowanie niespodzianki. W końcu Thalia wróciła do domu. Była cała zapłakana. Makijaż spływał po jej różanych policzkach, a miodowe włosy były w nieładzie. Skierowała się do swojego pokoju, ale zatrzymała się przed wejściem na taras...

**************************************
Taki jakiś długi mi wyszedł. Miałam wenę, to napisałam. Wyszedł do kitu, ale cóż zdarza się...
Rozdział dedykuję Marci, która razem ze mną płakała z powodu koszulek... :)

poniedziałek, 5 marca 2012

Dziękuję! :*

Właśnie zobaczyłam, że mój blog ma już 1001 odwiedzin! Dziękuję wszystkim, którzy się do tego przyczynili, a są to: Ada;), Kinga, Lauren, Hela, asia0987, Kinia***, marcia, wariatka, bella:), Patrycja, Weer, nicely, Peace i Ada <3 Jeśli kogoś pominęłam to bardzo przepraszam.
Dziękuję wam jeszcze raz!
Całuję,
Gabi:)

czwartek, 1 marca 2012

Rozdział 9

********************** Perspektywa Nathana*****************
Jechałem z chłopakami na spotkanie z dziewczynami, kiedy zauważyłem na wystawie w sklepie jubilerskim łańcuszek z zawieszką w kształcie serca. Od razu pomyślałem o Thalii. Poprosiłem kierowcę, żeby się zatrzymał. Jay od razu wypalił z pytaniem:
- Młody, a ty gdzie?
- Do jubilerskiego. Chcę coś kupić Thalii.
- Ok. To cię nie zatrzymuję. Tylko się pospiesz...
- Dobra. Będę za góra 10 min.
Wszedłem do sklepu i wybrałem ten najładniejszy. Gdy wychodziłem jakiś chłopak rzucił się na mnie z pięściami. Dopiero po chwili zobaczyłem, że to był były Thalii - Chris. Zaczął wrzeszczeć pod moim nazwiskiem dużo wyzwisk. W końcu otrząsnąłem się i próbowałem się podnieść, ale nie dałem rady. Chris przyłożył mi jeszcze pare razy i odszedł. Potem zemdlałem. Obudziłem się dopiero w szpitalu. Od razu poprosiłem doktora, żeby wykonał telefon do Thalii. Słyszałem tylko początek rozmowy, bo potem doktor wyszedł z sali. Kiedy wrócił, powiedział, że moja dziewczyna będzie tu za jakieś 15 min. Nie pozostało mi nic innego jak na nią czekać...

 ********************** Wracamy do Thalii******************
Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy. Po 5 min. drogi dojechaliśmy. Zaszliśmy do recepcji i zapytaliśmy o numer sali. Nathan leżał w sali nr 18. "Jaki zbieg okoliczność..." Weszliśmy do sali. Trochę się bałam z początku, więc weszłam jako ostatnia. Kiedy ujrzałam mojego chłopaka, omal się nie popłakałam. Podeszłam i przytuliłam się do niego. Gdy zobaczył łzę na moim policzku, wytarł ją i się uśmiechnął czule.
- Nie płacz, wszystko będzie w porządku...
- Mam nadzieję...
Wtedy właśnie przyszedł doktor. Poprosił mnie o rozmowę na osobności.
- Czy Nathan z tego wyjdzie?
- Na pewno, ale musi zostać u nas jeszcze na obserwacji.
- Będę mogła go jutro już zabrać?
- Oczywiście.
- Żadnych poważnych obrażeń nie poniósł, prawda?
- Ma mocno stłuczoną rękę i parę siniaków. Nic poważniejszego nie wykryliśmy.
- Dzięki Bogu.
- Ale jeszcze parę ciosów i pani chłopak miałby minimalne szanse na przeżycie.
- Najważniejsze jest to, że nic mu nie jest.
Wróciłam z doktorem do sali. Doktor zaczął rozmawiać z Biancą, Annabeth, Tomem i Jayem, a ja usiadłam na łóżku obok Natha. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Słyszałam jego równy oddech.
- Zapomniałem ci powiedzieć, że pięknie wyglądasz.
- Dziękuję. Tobie też do twarzy w szpitalnych ciuchach. - powiedziałam próbując rozluźnić atmosferę, co mi się udało.
Po chwili oboje zaczęliśmy się śmiać. Ten jego melodyjny śpiew, niesamowicie zielone oczy, spokojny głos i wszystko inne z nim związane. Pomyśleć, że jeszcze kilka ciosów i mogłabym go stracić... Na samą myśl popłynęła mi łza, a co by było gdyby to było coś poważniejszego. Chyba bym popadła w depresję...
- Jutro cię wypiszą. Przyjadę po ciebie o 13:00. Może być?
- Pewnie. Przyjeżdżaj kiedy tylko chcesz.
- Wezmę ci rzeczy do przebrania.
- Dzięki. Co ja bym bez ciebie zrobił? Tu masz klucze...
- Nie będą potrzebne. U mnie w łazience zostały jeszcze twoje ciuchy, po tym jak nocowałeś u nas, a co do butów to kupię ci nowe...
- Na to nie pozwolę!
- Ale ty nie jesteś moim ojcem, żeby mi mówić co mogę, a czego nie. I tak ci kupię ta buty. To będzie rewanż za kolację...
- Która nie wypaliła... - przerwał mi Nath
- I za sukienkę.
- Podoba ci się? Michelle i Nereesha pokazały mi ten sklep, a ja ją wybrałem.
- Jest piękna. Dziękuję!
Rzuciłam mu się na szyję i pocałowałam. On odwzajemnił to i trwaliśmy tak, dopóki ktoś nam bezczelnie przerwał. Oczywiście tym ktosiem był Tom, który nie mógł wytrzymać widoku całujących się ludzi.
- Thalia, musimy już jechać. Michelle się nie pokoi.
- Już idę! Daj mi jeszcze 5 min.!
Przytuliliśmy się na pożegnanie i wyszłam ze szpitala.

środa, 29 lutego 2012

Rozdział 8

- Annabeth, co się stało?
- Zdaje mi się, że Tom mnie zdradza...
- A masz jakieś dowody?
- Zawsze kiedy ktoś do niego dzwoni, wychodzi z pokoju...
- Może szykuje dla ciebie niespodziankę. Kto to wie...
- Myślisz?
- No pewnie. Wiem jedno: kiedy Tom jest w związku z jakąś dziewczyną, na której mu zależy to zrobi wszystko, żeby była z nim szczęśliwa.
- Mam nadzieję, że się nie mylisz.
W tej samej chwili do dziewczyny zadzwonił Tom:
- Cześć kochanie! Co tam u ciebie? - usłyszałam, gdyż rozmowa była na głośnomówiący
- Wszystko w porządku. Stęskniłam się za tobą. Kidy wracasz?
- Skoro o to pytasz, to powinniśmy być już jutro... Mamy z chłopakami dla was niespodziankę. W sensie ja, młody i Jay. Bądźcie gotowe na 19:00, ok? Przyjedzie po was samochód, który zawieze was na miejsce. Michelle i Nereesha powiedzą wam wszystko dokładnie...
- Czyli wiedzą o tym wszyscy z wyjątkiem nas? - wtrąciłam się do rozmowy
- Thalia? Nathan się za tobą stęsknił. Cały czas o tobie mówi... Wytrzymać się z nim nie da...
- To ciekawe czemu nie zadzwonił?
- Ponieważ planował ze mną i Jayem niespodziankę...
- Ale to nie zmienia faktu, że jestem na niego obrażona. Możesz mu to przekazać.
- Ok, przekażę mu. Muszę już lecieć, bo mamy ostatni koncert. Zobaczymy się niedługo. Kocham cię!
- Ja ciebie też! - tym razem to była Annabeth
Kiedy przyszła Bianca, wszystko jej opowiedziałyśmy o wszytskim. Nie pozostało man nic jak czekać do jutra...

Środa...
Nie mogłam doczekać się wieczora. Chodziłam spięta po całym domu, rozmyślając co oni mogli dla nas przygotować. W końcu nadszedł czas przygotowań... Ustaliłyśmy kolejkę: najpierw miała iść Annabeth, potem Bianca, a na końću ja. "No cóż, jakoś to przeżyję". Michelle z Nereeshą się postarały o wszystko, czyli sukienki, dodatki no i makijaż. Suknia Annabeth była czarna jak heban i podkerślała wszystkie jej krągłości. Cała kreacja była upstrzona złotymi piegami. Do tego dostała czarne szpilki.Włosy mojej przyjaciółki zostały upięte wysoko, co miało odsłonić jej piękne brwi. Na powieki miała nałożone blade złoto, a na rzęsy czerń, która miała je wydłużyć. Na ustach było widać ślad błyszczyku. Sukienka Bianci była delikatna, w sam raz jak dla niej. Niebiesko-zielona, której spódnica wyglądała jakby została uszyta z samych pawich piór, a gorset był bez ramiączek. Nereesha spryskała ją perfumami o różano-cytrusowym zapachu, a na policzkach była odrobina różu. Jej włosy były bardzo długo prostowane, aż ułożyły się idealnie wokół głowy. Moja sukienka była prosta z mlecznobiałego materiału z marszczeniami w talii i dekoltem w kształcie litery V. Do tego dostałam od Michelle delikatne sandały i naszyjnik z zawieszką w kształcie motyla. Nereesha czesała moje włosy pół godziny, żeby otrzymać miękkie fale, które przykryły moje ramiona. Na moich ustach widać było ślad różowej szminki.
Kiedy się wszystkie zobaczyłyśmy to dech nam zaparło... Michelle i Nereesha przybiły tylko piątki i uśmiechnęły się porozumiewawczo.
Samochód przyjechał po nas o 19:00, tak jak mówili chłopcy. Wsiadłyśmy do auta i wyruszyłyśmy w drogę. Kiedy dotarłyśmy na miejsce, zobaczyłyśmy 3 stoliki ustawione nad jeziorem. To miejsce było przepiękne... Każdy stolik był podpisany. Mój i Natha był na środku, Annabeth i Toma z lewej, a Bianci i Jaya z prawej. Widać było, że chłopcy się postarali nad przygotowaniem. Po 5 min. oczekiwania na nich raczyli przyjść. To znaczy... Przyjść raczyli tylko Jay i Tom. Od razu podeszłam do Jaya.
- Jay, gdzie jest Nath?
- Powiedział nam, że musi jeszcze coś załatwić. Ale co to nie powiedział...
- A nie powiedział za ile przyjdzie?
- Powiedział, że za 10 min.
- Dzięki.
Czekałam na Natha. Minęło 10 min. i nie przychodził. Postanowiłam do niego zadzwonić, ale nikt nie odbierał. Nagle zadzwonił mój telefon, lecz nie był to Nathan. To był lekarz ze szpitala. Zdziwiłam się tym telefonem.
- Halo?
- Dobry wieczór. Czy mógłbym prosić do telefonu Thalię Keegan?
- Przy telefonie. Co się stało?
- Czy zna pani Nathana Sykesa?
- Tak, to mój chłopak. Mogę się w końcu dowiedzieć co się stało?!
- Proszę się nie denerwować. Pani chłopak jest u nas na oddziale...
- Jak to?!
- Został prawdobodobnie napadnięty przez jakiegoś mężczyznę...
"No pięknie!". W takim momencie. Załamałam się, ale wróciłam do rozmowy z doktorem.
- Czy mogłabym go teraz odwiedzić?
- Ależ oczywiście. Pani chłopak nas poprosił o zadzwonienie właśnie do pani. Za ile pani będzie?
- Najpóźniej za 15 min.
- Dobrze. Więc czekamy na panią. Do zobaczenia.
- Do widzenia.

******************  Perspektywa Annabeth ************************
Do Thali ktoś zadzwonił. Po minucie rozmowy moja przyjaciółka była blada. Gdy skończyła rozmowę, postanowiłam się zapytać o co chodzi.
- Thalia, co się stało?
- Nathan... On... Leży w szpitalu... - powiedziała przez płacz
- Co mu jest?
- Został pobity przez jakiegoś mężczyznę. Muszę tam jechać.
- Pojedziemy z tobą! - wtrącił się Tom
- Nie trzeba. Zosatńcie i kontynuujcie swoje kolacje. Nie martwcie się...
- Ale jak mamy się nie martwić?! Jedziemy i tyle! - tym razem to był Jay
- Ale...
- Nie ma żadnego ale. Jedziemy! Właźcie do samochodu! - zarządziła Bianca

Chciałabym podziękować: Heli, Marci, belli i wariatce za pomysł z bójką. Nie do końća jestem z niego zadowolona, ale cóż... Zachęcam do komentowania.

niedziela, 26 lutego 2012

Rozdział 7

***************** Perspektywa Thalii*******************
Nath rozmawiał z Mich 10 min. Kiedy wrócili, zasiedliśmy do śniadania. Nagle do kuchni niczym burza wparował Max z tą samą parą bokserek, które 2 dni temu leżały w lodówce. Tyle, że dzisiaj były całe zniszczone. - Thalia! Aż tak wściekła byłaś za te bokserki w lodówce, że musiałaś je zniszczyć? To były moje ulubione - powiedział z żalem
- Skąd masz pewność, że to ja je zniszczyłam? - zapytałam przez śmiech
- Bo byłaś wściekła, kiedy znalazłaś je w lodówce...
- Ale to nie znaczy, że to ja to zrobiłam. Tak się składa, że znam sprawcę...
Michelle i Nathan mieli straszną polewkę z tej sytuacji.
- Serio?! Kto to jest?
Wyszłam na chwilę z kuchni i udałam się do swojego pokoju. Pod moim biurkiem leżał karton, a w środku była mała, puszysta kotka. Mogła mieć ok. 2 miesięcy, góra 3. Wzięłam ją na ręce i zniosłam na dół.
- Max, poznaj Walerianę, sprawczynię tego niefortunnego wypadku.
- Czemu "Waleriana"? - zapytał Nathan
- Bo jest żywym środkiem na uspokojenie...
- A ja?! - przerwał mi Nath
- Ty?! Chyba żartujesz?! Ledwo usiedzisz w jednym miejscu! - wtrącił się Max
- Ty...? Ty nie. - odpowiedziałam mu
- Ej! Czemu? - powiedział to robiąc minę zbitego psiaka
- Bo ty jesteś tylko MOIM środkiem, nikogo innego - szepnęłam mu na ucho
- No chyba, że tak... - pocałował mnie w policzek - Trzeba było od razu tak mówić.
Do naszej konwersacji włączyła się Michelle.
- Jest śliczna! Gdzie ją znalazłaś? - zapytała się Michelle
- Siedział na parapecie, u mnie w pokoju. Możemy ją zatrzymać, prawda?
- Jasne, że zostaje u nas - odezwał się Max
- To dobrze. Thalia i Nathan będą się nią opiekować. - powiedziała Mich
- Dlaczego my?! - odpowiedzieliśmy jednocześnie
- Ponieważ to ty ją znalazłaś, - powiedziała to wskazując na mnie - a Nathan to twój chłopak. Logiczne!

Dwa tygodnie później...
Nathan i reszta chłopaków musieli pojechać w trasę, więc w domu jestem sama z Michelle. A ponieważ zaczęły się wakacje to Bianca i Annabeth "wprowadziały" się na trochę do mnie. Codziennie chodziłyśmy na zakupy. Moja szafa pęka już w szfach (dosłownie). We wtorek Bianca musiała iść do pracy, tak samo jak Mich, więc zostałam sama z Annabeth. Dziewczyna od rana wydawała się jakaś przygnębiona...

*********************
Dialog napiszę w następnym rozdziale. Postaram się dać więcej akcji. Zachęcam do komentowania.
Rozdział mogę zadedykować Weer. Całusy dla wszystkich sióstr :*. Kocham was!

Rozdział 6

Annabeth przyjechała po nas ok. 8:30. Od razu wsiedliśmy do samochodu. Wiedziałam, że w domu czeka mnie rozmowa z Michelle i Maxem. W drzwiach stała moja kuzynka, która nie przypominała siebie: włosy w nieładzie, a pod oczami cienie. Zabrała mnie do sypialni, którą dzieli z Maxem, a Nathan i Max zostali w salonie. Michelle od razu zaczęła rozmowę:
- Nie mogłaś zdzwonić albo napisać sms'a. Od zmysłów odchodziłam, a ty siedziałaś u Nathana!
- Przepraszam, zupełnie mi z głowy wyleciało.
- Co się zdarza coraz częściej...
- Następnym razem będę pamiętać. Obiecuję.
- Ja mam nadzieję...
- Przepraszam jeszcze raz.
- Ok. Zapomnijmy o tej sprawie. Ale żeby mi się to więcej nie powtórzyło. Zrozumiano?
- Oczywiście.
- Jesteście głodni?
- Nawet bardzo. Annabeth przyjechała praktycznie po naszej pobudce, więc nie mieliśmy szansy zjeść śniadania.
Postanowiłam nic nie mówić Michelle o tej dziwnej sytuacji w mieszkaniu Natha z udziałem Chrisa. Zrobiłaby tylko jeszcze większe zamieszanie, którego nie chciałam.
- W kuchni już wszystko jest gotowe. Zróbcie sobie tylko kawę.
- Dzięki. Kochan jesteś.
- Wiem o tym.
- I skromna też jesteś...
- Oj, weź mi już tak nie pochlebiaj. I tak nie zrobię wam tej kawy :P
Kiedy weszłyśmy do kuchni, postanowiłam poruszyć sprawę związku z Nathanem.
- Michelle?
- Tak?
- Byłabyś zła gdybym chodziła z Nathem?
- Jeśli mam mówić szczerze to nie, ale nie wiem co powie na to Max. Gdyby wam nie wyszło to mogłoby to się odbić na zespole... A dlaczego pytasz?
- No bo...
- Ja i Thalia jesteśmy razem - w tej właśnie chwili do kuchni wszedł Nathan
- Poważnie???
- Tak... - odpowiedzieliśmy razem
- Skoro wam jest ze sobą dobrze, to nie będę stawać wam na drodze... Nathan mogłabym zamienić z tobą słówko na osobności.
- Jasne. Już idę.

**************** Perspektywa Nathana **********************
Przed rozmową z Mich, odbyłem bardzo poważną rozmowę z Maxem.
- Młody, co ty mi za szopki tutaj odstawiasz?! Najpierw ją w sobie rozkochujesz, a potem zabierasz do siebie i żadne z was nie raczy dać żadnego znaku życia!
- Weź się tak nie wściekaj! Byliśmy zajęci...
- Czym???
- Sobą...
- Jak to: SOBĄ?!
- Normalnie. Ja i Thalia jesteśmy razem.
- Gratulacje!!! Ale jeżeli się dowiem, że ją skrzywdziłeś to nie ręczę za siebie!
- Spokojnie. Thalia jest inna. Jest ciepła, ale też zamknięta w sobie. Jest jak zagadka warta rozwiązania...
- Masz rację. Sam jeszcze jej dokładnie nie znam...
- Dobra, spadam na dół. Idziesz ze mną?
- Po co? Żeby patrzeć jak wymieniasz się zarazkami i Thalią?
- Nie... Na śniadanie.
- To już zupełnie inna sprawa...
- To idziesz czy nie?
- Idę, zaraz zejdę.
Zszedłem na dół i usłyszałem, jak Thalia rozmawia z Mich o naszym związku (jeżeli tak można nazwać bycie parą przez jeden dzień). Kiedy dziewczyna chciała o nas powiedzieć, postanowiłem wtrącić się w tym momencie. Na szczęście Michelle cieszyła się z naszego szczęścia, ale chciała ze mną porozmawiać. Poszliśmy do salonu.
- To o czym chciałaś ze mną pogadać?
- Nathan, czy Thalia mówiła ci o swoim byłym chłopaku?
- Tak...
- Więc wiesz jak to się skończyło, kiedy zbyt wcześnie zaczęła się z nim spotykać?
- Tak, wiem...
- Mam nadzieję, że z wami tak nie będzie. Ale jeżeli się dowiem, że ją skrzywdziłeś, będziesz miał do czynienia ze mną i Maxem. Rozumiesz?
- Jasne, że rozumiem. Obiecałem jej, że jej nie skrzywdzę, więc tego nie zrobię.
- Mam taką nadzieję...
- Powiem ci coś: Thalia jest ciepła, ale też zamknięta w sobie. Jest jak zagadka warta rozwiązania... to samo powiedziałem Maxowi i zdanie nie zmienię.
- To dobrze... Wróćmy do kuchni. Pewnie jesteś głodny. Podobno Annaneth przyjechała po waszej pobudce i nie zdążyliście zjeść śniadania.
- Tak to prawda...
Nie powiedziałem Mich o Chrisie, skoro nie dowiedziała się o tym od Thalii. Ciekawe czemu ona to przed nią ukrywa. Przecież Michelle jest jej najbliższą rodziną...

sobota, 25 lutego 2012

Informacja!

Ledwo co zaczęłam prowadzić tego bloga, a już mam 305 wejść!!! Dziękuję wszystkim, którym chce się czytać te wypociny. Najbardziej chciałabym podziękować Adom, love, Kindze, Weer, asiom, invincible, olivii, Lauren i Peace. Dzięki wam dziewczyn!!! Kocham was :*
Gabi:)

Rozdział 5

Do "Greenhousa" doszłam po 10 min. Chłopaka jeszcze nie było, więc usiadłam do stolika i zamówiłam kawę. W końcu przyszedł, chowając coś za plecami. Usiadł przy stoliku i wręczył mi czerwoną różę.
- Ojejku, dziękuję. Nie musiałeś...
- Ale chciałem. Róża dla dziewczyny, na której mi naprawdę zależy. O czym chciałaś ze mną porozmawiać?
- O dzisiejszym spacerze. Przemyślałam wszystko.
- No i?
- I mi też na tobie bardzo zależy...
- Naprawdę?
- Nie, na niby. Jasne, że tak.
- Czyli mam jakieś szanse?
- Minimalne - droczyłąm się z nim - ale zawsze jakieś są.
- To mi wystarczy.
Chłopak się do mnie zbliżył i nasze usta połączyły się w jedność. Tym razem był to pocałunek pełen namiętności.
- Nathan...
- Yhym...
- Może chdżmy do ciebie?
Wyszliśmy z restauracji. Szliśmy trzymając się za ręce. Gdy już doszliśmy, chłopak zaczął mnie znowu całować po szyi. Doszliśmy do jego pokoju. Nathan popchnął mnie lekko na łóżko, próbując pozbyć się mojej bluzki. Oprzytomniałam dopiero gdy leżałam w samej bieliźnie.
- Nathan, ja nie mogę. To dla mnie za wcześnie. Przepraszam.
- Nie. To ja powinienem przeprosić. Więc przepraszam.
- Zapomnijmy po prostu o tym, dobrze?
- Ok.
Ubrałam się z powrotem i położyłam się obok chłopaka na łóżku.
- Czyli od teraz jesteśmy parą, tak? - zapytał się Nath
- Chyba tak...
- Chyba?
- Żartuję przecież! Jasne, że jesteśmy.
- Kocham cię. - powiedział.
- Ja ciebie też.
Leżeliśmy na łózku rozmawiając, śmiejąc się i wygłupiając, aż w końcu zasnęliśmy. Obudziłam się o 7:54 wtulona w Natha. Postanowiłam go nie budzić. Zeszłam na dół i wyjęłam telefon z torby. Miałam 12 nieodebranych połączeń od Michelle, 10 od Maxa, 9 od Bianci i 5 od Annabeth. Postanowiłam zadzwonić do tej ostatniej. Odebrała po 5 sygnałach.
- Thalia?! Gdzie ty się podziewasz do cholery?!
- Siedzę u Nathana, a co?
- Co?! Michelle odchodzi od zmysłów, a Max już chciał na policję zapierdzielać!
- ...
- Zaraz po ciebie przyjadę! Nigdzie nie wychodź!
- Dobra. Czekam.
W tej samej chwili poczułam jak ktoś składa pocałunki na mojej szyi. Oczywiście tym ktosiem był... Chris (?).
- Co ty tutaj robisz?!
- Jak to co? Przyszedłem się spotkać z moją dziewczyną.
- Dziewczyną?! Chyba cię coś pojebało. Wolałeś tamtą lafiryndę. Co rzuciła cię?
- Nie. To JA z nią skończyłem.
- A tak poza tym co robisz w nieswoim mieszkaniu?!
- Już ci mówiłem. Przyszedłem się z tobą spotkać.
Chris zbliżył się do mnie i chciał mnie pocałować, ale w tej samej chwili do pokoju wszedł Nathan i go odsunął ode mnie.
- Koleś, co ty odstawiasz?! - zapytał ze złością w oczach Nathan
- Jak to co? Chciałem pocałować moją dziewczynę.
- Chyba raczej BYŁĄ dziewczynę - wtrąciłam się.
- Wypad stąd, bo jak nie to dzwonię po policję! - Nathan był już naprawdę wściekły
- Widzę, że nic tu po mnie. Zobaczysz jeszcze do mnie wrócisz na kolanach! - zwrócił się do mnie
- Jasne. Prędzej chyba się zbiję, niż popełnię tan sam błąd.
Gdy wyszedł, rozpłakałam się. Nathan mnie przytulił.
- Nic ci nie jest? - zapytał się z niepokojem
- Wszystko jest ok. Annabeth zaraz po mnie przyjedzie, bo Mich się już o mnie niepokoi.
- Pojadę z wami. Chcę być przy tobie.
- No dobrze. Ale wiedz, że to nie będzie przyjemna rozmowa...


************************************
Rozdział znów dedykowany Adzie;), która domagała się tak tego rozdziału. Mam nadzieję, że się wam podoba. Komentujcie, please. Podnosi mnie to na duchu i mam motywację.
Gabi:)

Rozdział 4

******************** Perspektywa Nathana************************
Siedziałem z chłopakami w pokoju Maxa, kiedy postanowiłem zaczerpnąć powietrza. Gdy wyszedłem na taras, zauważyłem, że Thalia śpi na leżaku. Wziąłem ją na ręce. Jej zapach był taki przyciągający. Gdy śpi wydaje się być taka bezbronna. Zaniosłem ją do pokoju i położyłem na łóżku jak najdelikatniej jak umiałem. Zostałem z nią jeszcze chwilę. Kiedy tak siedziałem, słyszałem jak przez sen szepcze moje imię. W końcu sam zasnąłem. Obudziłem się dopiero następnego dnia. Niestety Thalia już nie spała.
- Czemu śpisz u mnie w pokoju?
- Wczoraj gdy przyszłaś do domu, wyszłaś na taras. Ja potrzebowałem chwili spokoju od tych małpiszonów, więc też tam poszedłem. Zobaczyłem ciebie, jak spałaś na leżaku. Postanowiłem cię zanieść tutaj. Siedziałem jeszcze chwilę, aż sam zasnąłem.
- To wiele wyjaśnia.
- No właśnie. Śniłem ci się?
- Nie. Skąd ten pomysł?
- Mówiłaś moje imię przez sen.
- Aha. No może troszkę - przyznała z lekkim uśmiechem na ustach.
- Ładnie się uśmiechasz.
- Dzięki.

******************* Perspektywa Thalii***************************
Obudziłam się z bólem głowy. Chciałam sięgnąć po telefon, a zobaczyłam Nathana, który spał w moim fotelu. "Co on do cholery tu robi?". Postanowiłam poczekać aż się obudzi. Zdążyłam w tym czasie ubrać się i zrobić lekki makijaż. Kiedy weszłam z powrotem on już nie spał.
- Czemu spałeś u mnie?
Zaczął mi tłumaczyć, że zasnęłam wczoraj na tarasie więc mnie przyniósł tutaj i został chwilę aż sam zasnął. Przy okazji przyznałam się, że mi się śnił. Wtopa na maxa! Zeszliśmy na dół. Mich właśnie robiła śniadanie, a kiedy zobaczyła Natha wypuściła talerz, który właśnie trzymała w ręce. Podeszła do mnie i poprosiła na stronę.
- Co on tutaj robi?!
No i musiałam jej opowiedzieć o tym, co wydarzyło się wczoraj.
- Ale nic między wami nie zaszło?
- Nie!!!
- A już myślałam...
- Michelle!
- Dobra, żartowałam tylko...
Wróciłyśmy do kuchni gdzie Nathan kończył już śniadanie. Usiadłam obok niego i też zaczęłam jeść. Kidy skończyłam Nath zapytał się mnie:
- Możemy pójść na spacer? Chciałbym z tobą porozmawiać.
- Pewnie, tylko się przebiorę.
Przebrałam się w luźny top z flagą USA, czarne rurki i czerwone conversy. Na głowę włożyłam jeszcze bandanę i byłam gotowa. Zeszłam na dół i krzyknęłam na cały dom "WYCHODZĘ!" i wyszliśmy. Skierowaliśmy się w stronę parku. Całą drogę spędziliśmy na gadaniu i śmianiu się. Po drodze spotkaliśmy Biancę i Jaya. Znają się dość krótko, a już są parą. Widać, że moja psiapsióła ufa chłopakowi. Cieszę się, że znalazła kogoś po tym dupku - Luke'u. Ale wrócę do naszego spaceru z Nathanem. Kiedy doszliśmy do parku, zaproponowałam lody. Chciałam zapłacić za swoje, ale oczywiście mój towarzysz się uparł. W końcu usiedliśmy na ławce i zaczęła się "poważna" rozmowa. Zaczęłam ja:
- Więc o czym chciałeś ze mną pogadać?
- Słuchaj Thalia...  Mam takie jedno pytanie...
- Tak?
- No wiesz, znamy się już dość długo, prawie półtora roku...
- I?
- I bardzo cię polubiłem. Ale nie tak jak koleżankę. Chodzi mi o coś poważniejszego...
- Wiem o tym.
- Skąd?
- Max mi powiedział.
- Zamorduję go!
- Nie musisz...
Po tych słowach nasze usta złączyły się w pocałunku. Trwaliśmy tak kilka minut, dopóki nie zabrakło nam powietrza. To była magiczna chwila. Po chwili wróciłam na ziemię. "Co ja zrobiłam?"
- Przepraszam cię. Nie powinnam była tego robić. Muszę już iść.
- Thalia, czekaj! Powiedz mi tylko jedno: żałujesz tego, że się pocałowaliśmy?
- No właśnie w tym problem, że nie.
- Czemu od razu problem?
- Ponieważ ja nie mogę się tak szybko zakochać. Już raz popełniłam ten błąd.
- Znasz mnie przecież. Nie szkrzywdziłbym cię nigdy!
- Muszę to przemyśleć. Proszę, daj mi czas.
- Dobrze, skoro tego chcesz.
- Dziękuję. Odprowadzisz mnie?
- Pewnie, że tak.
Droga powrotna minęła w ciszy. Kidy dotarliśmy pod drzwi, pocałowałam go w policzek i weszłam do środka. Udałam się do swojego królestwa (chodzi o pokój) i odpaliłam komputer. Zalogowałam się na fb. Akurat były i Annabeth i Bianca, więc opowiedziałam im o dzisiejszym dniu. One mi odpisały w tym samym momencie i to samo:
-"Zwariowałaś?! Nie widzisz, że on coś do ciebie czuje?"
- "To co ja mam teraz zrobić?"
- "Zadzwoń do niego i powiedz mu prawdę!"
- "Ok. Muszę lecieć. Pa :*"
Wyciągnęłam swój telefon z torby i napisałam sms'a do Natha:
"Masz czas? Chciałabym się z tobą spotkać. Muszę ci coś powiedzieć."
Po chwili otrzymałam wiadomość:
"Ok. W "Greenhouse" za 15 min."
Powtórzyła się akcja z rana. Wrzasnęłam "WYCHODZĘ!" i już mnie nie było.



****************************
Rozdział dedykuję Adzie;), love, Heli i asi0987 - naszym telepatom :). Chciałabym też podziękować asi za pomoc z nazwą restauracji.
Rozdział do bani, jak zawsze. Zachęcam do komentowania :*

Rozdział 3

Zobaczyłam tam półnagiego Chrisa, który lizał się z jakąś kretynką. Wybiegłam stamtąd trzaskając drzwiami. Zamiast na salę pobiegłam ku wyjściu. Wróciłam do domu cała zapłakana. Tusz spływał mi po policzkach, a włosy były w totalnym nieładzie. Wyglądałam jak siedem nieszczęść. Wbiegłam do domu nie zatrzymując się w salonie, ale czułam, że paczadełka wszystkich tam zebranych skierowały się na mnie. Gdy dotarłam już do pokoju rzuciłam się na łóżko i leżałam wpatrując się w sufit. Po paru minutach usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedziałam
 Byłam pewna, że to Michelle, Max, Bianca albo Annabeth, ale się pomyliłam to był... Nathan.
- Hejka. Czemu nie zeszłaś do nas na dół?
- Nie jestem w humorze. - odpowiedziałam ze łzami w oczach
- Co się stało? - zapytał z niepokojem
- Czemu akurat tobie mam o tym powiedzieć - kiedy to powiedziałam, od razu tego pożałowałam - Przepraszam, to nie miało tak zabrzmieć.
- Spoko, rozumiem. Jeśli nie chcesz mi powiedzieć, uszanuję to.
Zastanawiałam się czy mu powiedzieć czy nie, ale potrzebowałam czyjegoś ramienia żeby się wypłakać, a poza tym czułam, że jemu mogę zaufać. No i tak zaczęłam opowiadać o moim związku z tym zdrajcą, o tym że często mnie zdradzał i o tym co się stało dzisiaj. Na sam koniec się rozpłakałam, a on przytulił mnie jeszcze mocniej. W jego ramionach czułam się bezpieczna. Siedzieliśmy tak w ciszy przez pół godziny. W końcu postanowiłam się odezwać:
- Masz koszulę w czarnych plamach...
On się tylko uśmiechnął, a jego twarz znalazła się bliżej mojej. Spojrzałam w jego niesamowicie zielone oczy, a on pocałował mnie w policzek. W tym momencie do pokoju weszła Mich. Powiedziała tylko, że kolacje czeka na mnie na dole. Zapytałam się tylko Natha czy zjadłby ze mną. Zgodził się i zeszliśmy razem na dół. Podczas kolacji odezwał się mój telefon. Dzwonił Chris. Od razu się rozłączyłam, ale on nadal się dobijał, więc wyłączyłam telefon. Po kolacji odprowadziłam chłopaka do drzwi i poszłam do siebie. Wzięłam szybki prysznic i położyłam się spać.
Następnego dnia obudziły mnie dziwne odgłosy z dołu. Zeszłam i zobaczyłam jak chłopcy z TW grali w twistera. Pomyślałam "Pogrzało ich coś?! O tej godzinie?". Dopiero potem spojrzałam na zegarek - była 9:00. Ale wrócę do chłopaków. Byli mniej więcej w takiej pozie: Tom na samym dole, Siva miał swoje ręce przy stopach Jaya, którego nogi były pod Maxem i Sivą, a Nathan jedną rękę miał przy nogach Maxa, drugą przy głowie Jaya, a jego nogi znajdowały się pod Tomem. Wyglądało to komicznie, więc uwieczniłam to na zdjęciu. Pszłam do kuchni, żeby zjeść śniadanie. Ale gdy otworzyłam lodówkę już mi się odechciało. Dlaczego? Dlatego, że w lodówce leżały bokserki Maxa.
- Max, chono mi tu!
- Już chwilę tylko się wyplączę!
Po 5 min. przyszedł, a ja rzuciłam mu w twarz bokserkami.
- Możesz mi wyjaśnić co TO robiło w lodówce?!
- No bo...
- Co?!
- Wczoraj jak zasnęłaś to przez przypadek otworzyłem wejście do Narnii, no i jeden karzeł uciekł i zabrał mi bokserki.
- I pomyliła mu się łazienka z kuchnią?
- No właśnie, czyli już wszystko wiesz.
- Na pewno wiem, że nie tkną nic z lodówki. A tak poza tym jadę dzisiaj do stadniny. Ok?
- Pewnie, ale wróć wcześniej, a nie tak jak ostatnio o 23:00.
Poszłam do pokoju, ubrałam się, spakowałam i wyszłam. Po drodze wypiłam tylko kawę. Nic mnie tak nie uspokaja jak przejażdżka na Mroczny. Mroczny to mój koń. Dostałam go na 10. urodziny. Jesteśmy ze sobą bardzo zżyci. Osiodłałam go i wyruszyliśmy w las. Jeździliśmy ponad 4 godziny i postanowiłam wracać. Niestety był mały problem - zgubiłam się. "No pięknie. Jedżę tędy przez 9 lat i się nie zgubiłam, a teraz takie coś." Na szczęście spotkałam jakąś miłą staruszkę, która pomogła mi się stamtąd wydostać. Do domu wróciłam ok. 17:00. Dość wcześnie jak na mnie. W salonie siedziała Mich ze swoimi przyjaciółkami. Postanowiłam im nie przeszkadzać, więc wyszłam na taras. Położyłąm się na leżaku i rozmyślałam o dniu jutrzejszym. W końcu zasnęłam. Jedyne co pamiętam było to, że ktoś wziął mnie na ręce i zniósł do pokoju...

piątek, 24 lutego 2012

Rozdział 2

Od razu po lekcjach napisałam do Mich sms'a: "Idę z dziewczynami na zakupy. Postaram się być w domu ok. 18:00." Nie musiałam czekać na odpowiedź, ponieważ wiedziałam, że będzie ona brzmiała: "Ok.". Spędziłyśmy w centrum prawie 4 godziny, ale warto było, bo znalazłam sukienkę idealną. Była ona cała czarna, do kolan, a w pasie miała turkusową kokardę. Do tego kupiłam czarne szpilki. Po zakupach poszłyśmy na pizzę. Wzięłyśmy średnią Capriciose. Po skonsumowaniu pizzy zaczęłyśmy rozmawiać o balu. Postanowiłam zapytać o partnerów.
- Z kim idziecie na bal?
- Zastanawiałyśmy się czy nie zaprosić Toma i Jaya. - odparła Bianca
- To fajnie. Coś czuję, że to będzie coś grubszego.
- A ty z kim idziesz? - zapytała Annabeth
- Pewnie z Chrisem.
Nie miałam do końca 100% pewności, ponieważ z Chrisem bywało różnie. Zdarzało się, że mnie zdradzał, ale ja mu wybaczałam i byliśmy razem jakgdyby nic się nie stało. Do domu wróciłam ok. 18:50. Michelle zrobiła mi wywiad o tym do czego służy zegarek i telefon, ale ja jej nie słuchałam. Myślami byłam już na balu. Z moich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk piosenki Little Mix - Cannonball. Dzwoniła do mnie Bianca:
- Hejka kochana! Co tam porabiasz?
- A nic ciekawego. Ślęczę nad matmą. Po co dzwonisz?
- Chciałabym cię zapytać czy nie mogłabyś pogadać z Jayem o tym balu. No wiesz, trochę się boję, że mi odmówi...
- Jasne, że się zapytam.
- Ok. Dzięki ci! A Toma też byś się spytała?
- Dla moich psiapsiół wszystko.
- Dzięki jeszcze raz. Muszę już kończyć. Pa :*
- Pa :*
Po tym telefonie wzięłam szybki prysznic i poszłam spać.

Piątek...
To już dzisiaj. Bal semestralny. Bianca idzie z Jayem, który dał się namówić dopiero po godzinie błagania, a Annabeth z Tomem, który zgodził się odrazu. A ja miałam iść z Chrisem. No właśnie miałam... Godzinę przed rozpoczęciem zabawy dostałam dziwny telefon. Osoba dzwoniąca powiedziała tylko, żebym poszła do kanciapy woźnego i się rozłączyła. Nie mogłam uwierzyć w to co tam zobaczyłam...


*******************************
Mam nadzieję, że się wam podoba. Zachęcam do komentowania.
Całuję
Gabi:)

czwartek, 23 lutego 2012

Notka

Jest to mój pierwszy blog, więc zależy mi na waszych opiniach. Nie umiem wam powiedzieć kiedy będzie kolejny, ale postaram się go dodać jak najszybciej.
Całuję
Gabi:)

Rozdział 1

                Moje życie to pasmo nieszczęść. Gdy miałam 5 lat mój tata zginął w wypadku samochodowym. Jakiś debil jechał po pijaku i wjechał w niego. Natomiast moja mama zmarła na raka gdy chodziłam do 1. gimnazjum. Tydzień przed śmiercią mamę odwiedziła moja kuzynka – Michelle. Moja rodzicielka poprosiła ją, żeby w razie gdyby coś poszło nie tak podczas operacji, to żeby to właśnie ona starała się  o prawa do opieki nade mną. Oczywiście Mich się zgodziła. Od momentu kiedy dostała prawa mieszkam z nią i jej chłopakiem Maxem w Manchesterze.

**************************************************

- Thalia, wstawaj już! – krzyknął Max

- Już wstaję! Pali się czy co?! – odpowiedziałam z nutką ironii.

- Nic się nie pali, ale wydaje mi się, że musisz iść dzisiaj do szkoły, prawda? – zapytał.

- Jezu, na śmierć zapomniałam, że umówiłam się z Biancą i Annabeth pod domem! Która godzina tak w ogóle?

- Jest 8:20.

„No pięknie” pomyślałam. „Mam tylko 20 minut na ogarnięcie się i dojście do szkoły”. Postanowiłam, że śniadanie sobie dzisiaj odpuszczę. Pobiegłam pędem do łazienki. Umyłam się, doprowadziłam moje włosy do porządku, zrobiłam lekki makijaż. Najgorsze było dopiero przede mną, a mianowicie wybór stroju. Jednak nie zajęło mi to tyle ile się spodziewałam. Ubrałam się w T-shirt z nadrukiem, czarne rurki i conversy. Na bluzkę narzuciłam jeszcze koszulę i byłam gotowa. Gdy wyszłam z domu była godzina 8:40. „Nie jest tak źle”. Kiedy wyszłam z domu moje przyjaciółki czekały już na mnie. Po ich minach widać, że są troszkę wkurzone, ale już do tego przywykłam, gdyż takie lekkie spóźnienia zdarzają mi się coraz częściej. Do szkoły doszłyśmy równo z dzwonkiem, ale musiałyśmy czekać bite 15 minut zanim przyszedł nasz nauczyciel od chemii, pan Chase. Lekcje ciągnęły się niemiłosiernie, w końcu 7 lekcji, a dodatkowo 2 godziny treningu. Po szkole poszłyśmy do mnie, ponieważ miałyśmy do wykonania projekt na biologię. Siedziałyśmy nad nim prawie 4 godziny, ale byłyśmy zadowolone z naszej pracy. Niestety dziewczyny musiały już iść więc zabrałam się za zakuwanie do jutrzejszego testu z geografii (nienawidzę  jej). Pani Pierce jest strasznie wymagającą kobietą i to właśnie z geografii (jako jedynego przedmiotu) wychodzi mi średnia 2. „Jutro sobota” pomyślałam. A to oznacza tylko jedno – ZAKUPY!!! Z domu wyszłyśmy ok. 10. Chodziłyśmy po sklepach takich jak: Zara, Reserved, House, Cropp, H&M, Springfield czy Bershka. Kiedy siedziałyśmy w naszej ulubionej kawiarence i piłyśmy cappuccino dostała sms’a od Michelle:

„Wracaj do domu, bo znając życie nie wzięłaś kluczy. Muszę jechać do studia, a Max zaraz ma jakiś wywiad. Jak chcesz to przyprowadź dziewczyny. Możecie zamówić pizzę i obejrzeć jakiś film. Postaram się być jak najwcześniej :*”

Kiedy weszłam do domu przeraziłam się. Nasz salon nie przypominał tego poprzedniego salonu. Przypominał raczej studio telewizyjne. Wszędzie były kamery, mikrofony i jeszcze jakieś rzeczy. Na kanapie siedział Max z resztą zespołu: Nathanem, Jayem, Tomem i Sivą. Podeszłam do Maxa, wzięłam go za rękę i wyprowadziłam do kuchni po czym zaczęłam na niego wrzeszczeć:

- Czemu mi nie powiedziałeś, że ten wywiad będzie u nas?!

- No tak jakoś wypadło mi z głowy. No ale weź się nie wpieniaj!

- Dobra, postaram się. No ale wiesz jakbym wiedziała wcześniej to powiedziałabym dziewczynom. Wiesz jak Bianca lubi Jaya, a Annabeth Toma.

- A Nathan lubi ciebie…

- Serio?! – jego słowa mnie zatkały, ale po chwili wróciłam na ziemię – Ale ja mam chłopaka!

I na tym zakończyła się nasza rozmowa. Kiedy weszłam z powrotem do salonu podeszłam do chłopaków i przywitałam się z nimi. Bianca i Annabeth rozmawiały z Jayem i Tomem, więc im nie przeszkadzałam. Wiedziałam, że między nimi coś będzie. Postanowiłam pójść do pokoju i zagłębić się w lekturze wpisów na twitterze. Po 15 minutach dziewczyny zakończyły swoje konwersacje z chłopakami i przyszły na górę, więc zasiadłyśmy do filmu. Wybrałyśmy „I że Cię nie opuszczę”. Poszłyśmy spać około godziny 1:00. Spodziewałam się tego więc pożyczyłam im swoje koszule.

Poniedziałek…

Do szkoły miałam na późniejszą godzinę, więc się nie spóźniłam tak jak mam to w zwyczaju. Gdy weszłam do szkoły usłyszałam w głośniku głos dyrektora. Informacja brzmiała tak: „Proszę wszystkich o uwagę! W ten piątek odbędzie się bal semestralny. Więcej informacji przekażą wam wychowawcy.” Pomyślałam, że super sprawa. Od razu umówiłyśmy się z dziewczynami na zakupy.