wtorek, 27 marca 2012

Dla siostrzyczek! :*

Ten obrazek powstał na beznadziejnej lekcji j. angielskiego. Taki mini prezencik od serca dla moich siostrzyczek :* Mam nadzieję, że się wam podoba :D

Rozdział 14

- Z kim rozmawiałaś?
Odwróciłam się i zobaczyłam Nathana.
- Z kolegą. Ma na imię Liam i chodziłam z nim do klasy w podstawówce. - powiedziałam, odpowiadając na kolejne pytanie chłopaka - Jakieś jeszcze pyatania, zazdrośniku?
- Nie jestem zazdrosny. Tylko...
- Tylko co?
- Nieważne... Masz jakieś plany na wieczór?
- Nie, a co?
- A może poszlibyśmy do klubu, na drinka? Co ty na to?
- Jasne, czemu nie... Ale nie mam się w co ubrać....
- Żartujesz?! Przed chwilą odwiedziłaś kilkanaście sklepów, a z każego wyszłaś przynajmniej z jedną torbą!
- Jakbyś mnie uprzedził, to bym coś kupiła... A tak nie mam nic...
- Może dziewczyny ci coś pożyczą...
- Może... Ale wiesz o tym, że ja się z tobą droczę, prawda?
- Jasne, że wiem... Planujemy wyjście o 19. Dasz radę?
- Wątpisz w zdolności swojej dziewczyny?! To skandal! Obrażam się na ciebie!
- Oj, no weź...
- Nie odzywam się do ciebie!
- Właśnie się odezwałaś...
- Bo mnie prowokujesz! Ale i tak jestem obrażona!
- Przepraszam.
- No nie wiem, nie wiem...
- A to cię przekona?
Złapał mnie w talii i zaczął namiętnie całować. Oparłam się o ścianę, a on nadal mnie całował. W pewnej chwili podszedł do nas jakiś starszy pan i zapytał:
- Co się seksicie na ulicy? Wasi rodzice wiedzą?
Razem z Nathem wybuchliśmy śmiechem. Dziadek zrobił minę na wzór "WTF?" i sobie poszedł.
- Już nie jesteś obrażona? - zapytał z nadzieją chłopak, gdy przestał się śmiać
- Może... Wracajmy już. Głowa mnie trochę boli...
Do domu dotarliśmy ok. 17:45. Jak chłopak zobaczyłą, że w TV leci mecz Manchester United vs Real Madryt to nic do niego nie docierało. Zaczęłam się szykować na imprezę. Dziewczyny zrobiły to samo. W pewnym momencie zadzwonił mój telefon.
- Hejka. Tu Liam. Masz jakieś plany na jutro?
- Cześć. Jak na razie nic nie planowałam, a co?
- Co powiedziałabyś na wypad do kina z kumplem?
- Brzmi ciekawie. O której?
- Przyjadę po ciebie o 17:00. Może być?
- Jasne. To do jutra.
- Do zobaczenia.
Rozłączyłąm się i odłożyłam telefon. Chciałam dokońćzyć makijaż, ale dziewczyny mi nie pozwoliły.
- Kto to był? - spytała Mich
- Kolega. Pamiętacie Liama z podstawówki? - zapytałam zwracając się do Bianci i Annabeth
- Tak, a co?
- To właśnie on dzwonił. Spotkałam go dzisiaj jak wracałam z Nathem do domu. Wymieniliśmy się numerami i on zaprosił mnie jutro do kina.
- Ale on wie o ty, że ty masz chłopaka? - dopytywała się Nareesha
- Tak.
- To dobrze.
- Mogę wreszcie dokończyć makijaż? - spytałam
Po skończeniu przygotowań zeszłyśmy na dół i o dziwo chłopcy też byli już gotowi.
- Możemy już wreszcie iść? - zapytał Max
- Jasne, ale gdzie Jay? - spytała Bianca
- Powiedział nam, że musi coś załatwić, i że Thalia wie o co chodzi...
Wszytskie pary oczu zwróciły się na mnie, a ja czułam się niezręcznie.
- O co wam chodzi? Przecież ja nic nie pamiętam...
- To co idziemy? - zmienił temat Tom
- To w drogę! - wykrzyknął Jay, który wziął się niewiadomo skąd
- A ty tu skąd? - zapytała Nareesha
- On jest czarownicą! - wyparował Seev
- Czarownicą?! A nie czarodziejem? - zdziwiła się Annabeth
- Co za różnica, na jedno wychodzi...
- Możemy już wreszcie wyjść? - niecierpliwił się Nath
Po pewnym czasie wyszliśmy. Do klubu doszliśmy po 20 min. Od razu skierowaliśmy się na parkiet. Akurat leciało "She Doesn't Mind" Sean'a Paul'a. Przetańczyłam z moim chłopakiem całe 5 piosenek. Potem odszedł do mnie Jay i rzucił w stronę Nathana "Odbijamy!". Tańćzyliśmy do piosenki Jessie J "Domino". Muszę przyznać, żę chłopak jest w tym całkiem niezły. Potem tańćzyłąm z Tomem, Maxem i Sivą. W pewnym momencie wyłączyli muzykę, a na podest weszli jacyś chłopcy... Było ich 5. Nagle w głośnikach słychać było głośne: "Powitajcie One Direction!!!". Wszytskie dziewczyny zaczęły piszczeć i wrzeszczeć, ale nasz piątka stała cicho. Gdzy wrzaski ucichły, chłopaki zaczęli się przedstawiać:
- Hejka, jestem Louis.
- A ja Zayn.
- Cześć, ja jestem Harry.
- Ja być Niall.
Zanim przedstawił się ostatni, już wiedziałam, kto to jest.
- Jestem Liam. Postanowiliśmy zaśpiewać "One Thing", "What Makes You Beautiful" i "I Shoul've Kiss You". Tą ostatnią chciałbym zadedykować dziewczynie, którą dziś spotkałem...
Zaczęli śpiewać, a my usiedliśmy przy barze. Zamówiliśmy po drinku. Siedzieliśmy i śmieliśmy się. Nagle poczułam kogoś ręce na moich ramionach. Odwróciłam się i zobaczyłam...

******************************
Rzygam tym blogiem, bo jest tak beznadziejny, że... żę nawet nie mam słów jak go określić. Rozdział z dedykiem dla najlepszej cioci, którą jest nie kto inny jak LOVE :*

sobota, 24 marca 2012

Rozdział 13

- Zabieraj ręce od tej jajecznicy, albo jej nie dostaniesz! - krzyknęłam- Dobra... Już nie będę! Ale nie bij mnie tą łopatką
- Boli?
- Tak. Trochę...
- I dobrze, bo miało boleć!
W końcu usiedliśmy do śniadania. Gdy zjedliśmy, zaproponowałam zakupy, na co Nathan nie zareagował pozytywnie. Błagałam go długie 5 min., aż się zgodził. Z domu wyszliśmy o 10:15 i to nie z mojej winy, ale z mojego ukochanego chłopaka. Próbował przeciągnąć nasze wyjście, ale mu się nie udało. Do galerii doszliśmy w ciągu 15 min. Nasze zakupy zaczęliśmy od Bershki, potem Cropp, House, Cache Cache, Springfield, H&M, Zara, C&A, a na koniec KappAhl. Postanowiłam nie być złą dziewczyną, więc poszliśmy do sklepu, gdzie było mnóstwo baseballówek. Chłopak stracił tam głowę. Latał od regału do regału, zabierając z każdego po jednej czapce. Po zapłaceniu za zakupy chłopaka skierowaliśmy się w stronę kawiarni. Muszę przyznać, że to były udane zakupy. Kupiłam 4 topy, sukienkę, torbę, szorty, spódniczkę i buty. W kawiarni zamówiliśmy po kawie.. Rozmawialiśmy, śmieliśmy się. Postanowiłam poruszyć nurtujący mnie temat.
- Wtedy w szpitalu nie powiedzieliście mi wszystkiego, prawda? Chcę wiedzieć wszystko. Po prostu chcę.
- Tydzień temu, w środę ja, Jay i Tom zorganizowaliśmy kolację dla ciebie, Bianci i Annabeth. Podczas drogi nad jezioro, na wystawie w jubilerskim zauważyłem wisiorek z zawieszką w kształcie serca. Wysiadłem z samochodu, bo chciałem go kupić z myślą o tobie. Gdy wyszedłem ze sklepu, ktoś mnie zaatakował. To był twój były, Chris. Przez niego wylądowałem w szpitalu i nasza kolacja nie wypaliła...
- Dlaczego ja z nim zerwałam?
- Przyłapałaś go z inną dziewczyną...
- Ale teraz mam ciebie. Wiem, że ty byś mi tego nie zrobił, prawda?
- Jasne, że nie. Wracajmy już do domu.
Chłopak zapłacił za kawę i wyszliśmy z galerii. Oczywiście po drodze nie mogło zabraknąć fanek. Nathan został przez nie oblężony ze wszystkich stron. Postanowiłam usiąść na ławce i przeczekać. Siedziałam tak i rozmyślałam. Zauważyłam, że od jakiegoś czasu jestem strasznie zamyślona... Z plątaniny moich myśli wyrwało mnie jakieś wołanie...
- Thalia?!
Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam idącego w moją stronę chłopaka.
- To ja, Liam. Pamiętasz mnie? Chodziliśmy razem do klasy w podstawówce.
-Chyba cię kojarzę. Czekaj, czy to nie ty kupowałeś mi zawsze ciastko po lekcjach w piątek?
- Tak, to ja we własnej osobie. Kupę czasu się nie widzieliśmy.
- To prawda. Co tam u ciebie?
- Jakoś to leci. Pamiętasz Zayna i Nialla?
- Pewnie. Ich nie da się zapomnieć. Pamiętam jak mi wrzucili lód za koszulkę na stołówce. To było straszne...
- To prawda. Więc ja, oni, Louis i Harry tworzymy zespół.
- No nie mogę... Same sławy dookoła mnie...
- Sory, że pytam... Masz chłopaka?
- Mam, a co? Zazdrosny jesteś?
- Nie, no co ty. Chciałem tylko wiedzieć.
- Jasne...
- Dałabyś mi swój numer? Moglibyśmy kiedyś gdzieś razem pójść.
- Pewnie. Daj telefon.
Chłopak wyciągnął z kieszeni Blackberry, a ja wpisałam mu swój numer.
- Dzięki. Zadzwonię niedługo.
- Ok.
- Muszę już spadać. Zaraz mam nagranie. Do zobaczenia.
- Jasne, rozumiem. Cześć!
Przy ostatnim słowie krzyknęłam, bo chłopak już odchodził. Nagle ktoś za mną coś powiedział...

********************************
Boże, jaka beznadzieja. Rozdział powstał przy pomocy mojej BF i jednocześnie mojej imienniczce Gabi. Rozdział dedykuję love, Myii, lovelydream, Myszce, Adzie;), asi0987, nicely, justbreath, Kindzie, Kini, Adzie, Heli, marci, Tinie, Riddle, Lauren, belli, Cat, blondi15 i Weer, a przede wszystkim WARIATCE, czyli wszystkim moim najlepszym siostrom na świecie :*

piątek, 16 marca 2012

Rozdział 12

Obudziłam się w szpitalu. Nade mną stała grupka ludzi, a przy łóżku siedział jakiś chłopak. Na moje oko miał 18 lat, no może 19.
- Doktorze, kim są ci ludzie?
- Najlepiej będzie, jeśli sama ich zapytasz.
- Kim wy jesteście? Kim ja jestem? Co ja tu robię?
- Naprawdę nas nie pamiętasz? Ja jestem Nathan, ten ogolony to twój kuzyn Max. Szatynka w zielonej sukience to twoja przyjaciółka Bianca, a ta obok niej, ale w szortach i koszuli to Annabeth, także twoja przyjaciółka. Twoja kuzynka Michelle, to ta w fioletowej tunice i legginsach. Nereesha to dziewczyna obok najwyższego chłopaka, Sivy. Są parą od kilku lat. Ten z lokami to Jay, chłopak Bianci, a Tom to chłopak, który pociesza Annabeth. Oni także są razem...
- To już w miarę wiem, kim wy jesteście, ale kim ja jestem i co ja tu robię?
- Masz na imię Thalia. Masz 18 lat, no i jesteś... moją dziewczyną.
- To fajnie. Ty jesteś Nathan, tak?
- Tak...
- Nie siedź taki przygnębiony. Wszystko będzie dobrze. Obiecuję.
Złapałam go za rękę, a on się uśmiechnął.
- Ten uśmiech... Już go chyba kiedyś widziałam... Zresztą nieważne... To co ja tu robię?
- Poślizgnęłaś się w kuchni, upadłaś i uderzyłaś się głową w róg stołu... - ciągnął dalej brunet
- Są jeszcze jakieś rzeczy, które powinnam wiedzieć? A tak wogóle to gdzie moi rodzice?
- Thalia,... twoi rodzice nie żyją. Tata zginął w wypadku samochodowym 13 lat temu, a mama zmarłą na raka, gdy byłaś w pierwszej gimnazjum... - powiedziała...
- Ty jesteś Michelle, prawda?
- Tak, to ja. Twoja mama poprosiła mnie, żebym przejęła nad tobą prawa po jej śmierci...
- A ten Max, to on jest twoim bratem?
- Max jest... moim narzeczonym.
- To fajnie... Co jeszcze powinnam wiedzieć?
- Ja, Nathan, Jay, Siva i Tom tworzymy zespół The Wanted, a Michelle jest aktorką. - wtrącił się ten łysy, jak on?, a tak... Max
- Boże, utalentowana rodzina i przyjaciele. A ja?
- Byłabyś świetną aktorką... A poza tym projektujesz niezwykłe rzeczy... - powiedziała chyba Nereesha
- A co ze szkołą?
- Chodzisz do klasy ze mną i Biancą. - odpowiedziała dziewczyna w blond włosach, Annabeth
- Dodatkowo jesteś w szkolenj reprezentacji w piłce ręcznej ze mną, Annabeth, Dorothy, Yvonne, Dianą i... Patricią. - odpowiedziała szatynka, Bianca
W tej samej chwili do sali wszedł doktor.
- Przykro mi, ale musicie opuścić salę. Pacjentka potrzebuje teraz dużo odpoczyku.
- Ale ja się czuję bardzo dobrze...
- Słyszałaś, co powiedział lekarz. Przyjedziemy później. - powiedziała Michelle
- To będę czekać...
Zaraz po ich wyjściu, moje powieki zrobiły się ciężkie. Obudziłam się następnego dnia, ale pomieszczenie, gdzie leżałam, nie przypominało sali szpitalnej. "To pewnie musi być mój pokój." Ubrałam jakieś rurki, lużny top z napisem 'British Boys' i trampki. Zeszłam na dół do salonu, a tam siedzieli wszyscy ci, którzy byli u mnie wczoraj w szpitalu. Oglądali jakiś film i nawet nie zauważyli mojej obecności. Poszłam do kuchni i zrobiłam sobie kawę, a z lodówki wyjęłam jakieś ciastko. Siedziałam taki i się bawiłam kawałkiem deseru, bo straciłam apetyt. Ktoś wszedł do kuchni, kiedy tak torturowałam to ciasto.
- Już nie śpisz? - zapytał z troską Nathan
- Jak widać nie. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że nie powiedzieliście mi czegoś... Nieważne... Jak długo jesteśmy razem?
- Pół roku. A co?
- Nic. Tak po prostu chciałam wiedzieć.
- Idziemy do reszty?
- Z chęcią.
Doszliśmy do reszty. Nath usiadła na kanapie, a ja obok niego. Oparłam głowę na jego ramieniu i tak trwaliśmy do końca filmu. Straciliśmy poczucie czasu. Obejrzeliśmy jaszcze 2 filmy, który skończyły się ok. 23:48. Wzięłam chłopaka za rękę i poszliśmy do mojego pokoju.
- Ty będziesz spał na łóżku, a ja pójdę do gościnnego.
- Na taki układ to ja się nie zgadzam! Ty śpisz tutaj.
- Mam pomysł: będziemy spać tutaj oboje. Ale mam warunek: ręce trzymasz przy sobie. Dobrze?
- Nie ma sprawy.
Wzięłam koszulę i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki przysznic, przebrałam się i weszłam z powrotem do pokoju. Nathan już leżał w łóżku w samych bokserkach. Położyłam się obok niego i zasnęłam. Rano obudziłam się wtulona w klatkę piersiową chłopaka. Nie zauważyłam, że on już nie śpi...
- Już mnie opuszczasz? - zapytał z miną zbitego psiaka
- Muszę się wyszykować do szkoły...
- Zapomnij o tym. Lekarz kazał ci zostać w domu przez tydzień.
- Ale ja czuję się dobrze...
Zakręciło mi się w głowie. Upadłabym, gdyby nie to, że Nathan mnie złapał.
- Rzeczywiście nic ci nie jest...
- Dobra, zostanę... Ale będziesz ze mną?
- Pewnie, że tak.
- Muszę się przebrać...
- No i? Mam się odwrócić?
- Jakbyś mógł...
Zapomniałam, że w pokoju mam lustro, więc Nath wszystko widział. Na szczęście miałam na sobie bieliznę. Był to początek września, ale było dosyć gorąco. Nałożyłam szorty i błluzkę z napisem 'I love GOSSIP'. Do tego balerinki. Na usta nałożyłam odrobinę błyszczyku, a rzęsy przejechałam mascarą i byłam gotowa.
- Ślicznie wyglądasz.
- Dziękuję. Ty też fajnie wyglądasz w samych bokserkach.
- Nie musisz mi tak pochlebiać... Idziemy na dół? Jestem starsznie głodny.
- Idź się ogarnij, a ja pójdę zrobić śniadanie.
Zeszłam i skierowałam się do kuchni. Zaczęłam przygotowywać jajecznicę na bekonie dla Natha, a dla siebie zrobiłam sałatkę. Chłopak zszedł po 5 min. i zaczął mi przeszkadzać.

**************************************
Następny rozdział będzie dopiero po 3 kwietnia. Przepraszam, że tak długo, ale właśnie wtedy mam egzamin i mam teraz strasznie dużo testów i nie wyrabiam. Jeszcze raz przepraszam. Przez ten czas będę starała się coś napisać...
Całuję,
Gabi:)

niedziela, 11 marca 2012

Rozdział 11

*************** Wracamy do Thalii ***********************
Wyszłam na taras, a tam na samym środku stał stół zastawiony różnymi rzeczami. Za stołem stał nie kto inny jak Nathan z wielkim bukietem róż. Chciałam stamtąd wyjść jak najszybciej, ale usłyszałam:- Thalia, poczekaj!
- Po jaką cholerę?! Żebyś znowu wymyślał 5 min. jakąś wymówkę?
- Wytłumaczę ci wszystko...
- Dobra. Masz 10 min. - odpowiedziałam z niechęcią
Zaczął mi mówić, jak to Patricia go zmuszała i groziła mu, że coś mi zrobi. Wydało mi się to trochę dziwne, bo Patricię znam od podstawówki i jeszcze nigdy mi czegoś takiego nie zrobiła. Przed oczami znowu ukazała mi się scenka z kanciapy woźnego i dopiero teraz uświadomiłam sobie, że to Patricia była tą zdzirą. To ona niszczyła mi każdy związek. Ale co poradzić... Niektórzy się rodzą z zołzowatością...
- Przepraszam cię. Naprawdę nie chciałem cię skrzywdzić... - wyrwał mnie z moich przemyśleń Nathan
- To ja powinnam cię przeprosić. Nie dałam ci w ogóle dojść do słowa...
- Należało mi się.
- Wcale nie, ty mój obrońco.
Zbliżyłam się do chłopaka, a nasze usta złączyły się w pocałunku, który był pełen pożądania. Ręce wplotłam we włosy mojego chłopaka. Natomiast jego dłonie błądziły po moich plecach, szukając zamka w sukience.
- Nathan, mówiłam ci już. Nie jestem na to gotowa...
- Przepraszam...
- Mam taki pomysł... - powiedziałam z chytrym uśmieszkiem - Ale mam pytanie: kto wpadł na ten pomysł? Oczekuję na szczerą odpowiedź.
- Jeśli mam być szczery, to Max.
- Tak jak myślałam. Wracając do pomysłu... Możemy trochę poudawać, że nadal jesteśmy skłóceni. Co ty na to?
- Mnie to pasuje. Jak długo byśmy udawali?
- Nie wiem. Jeden, może dwa...
- Ale co?
- Tygodnie, może miesiące...
- Ty chyba żartujesz?!
- Jasne, że żartuję... Do jutra byś wytrzymał?
- No nie wiem. Może... Potrzebuję jakiejś zachęty. - powiedział z zadziornym uśmiechem
- Czy taka może być? - spytałam i wpiłam mu się w usta
- Może...
- Nie licz na coś więcej... Wracają już. - powiedziałam gdy usłyszałam klucz w zamku - Czas na przedstawienie...
Kiedy weszli do środka, wybiegłam z tarasu, a za mną Nathan.
- Jak mogłeś?! Ufałam ci! A ty... Ty wolałeś jakąś przedstawicielkę plastików!
- Thalia, przepraszam!
Chłopak próbował się do mnie zbliżyć i pocałować, a ja mu dałam z liścia i uciekłam na górę. Trzasnęłam drzwiami tak, żeby słyszeli mnie na dole. Po chwili do mojego pokoju wparowały dziewczyny.
- Czyli się nie pogodziliście. - odparła Nereesha
- Pogodziliśmy się, ale postanowiła dopiec trochę Maxowi.
- Ale ty jesteś wredna! Za to cię kocham! - powiedziała Bianca
- Idziemy na dół? - zapytała się Annabeth
- Pewnie. Nudno tu... Ale dziewczyny mam prośbę. Mogłybyście tego nie mówić?
- Nie ma sprawy. Na nas możesz liczyć.
- Dzięki.
Zeszłyśmy na dół i znowu musiałam udawać...
- Jeszcze tu siedzisz?!
- Thalia, proszę cię. Posłuchaj mnie!
- Ani mi się śni! Zdradziłeś mnie na oczach moich przyjaciółek! Mam tylko dowód, że już ci na mnie nie zależy!
- Ale ja cię kocham! Nie rozumiesz tego?!
- To w takim razie dlaczego to zrobiłeś? - spytałam z udawanymi łzami
- Bo... Ty byłaś czasami taka niedostępna... - próbował coś wymyślić
- Ja niedostępna?! Ty cyba już całkiem na mózg padłeś!
- Thalia...
- Wyjdź stąd! Nie chcę cię już tu więcej widzieć!
Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Nathan wstał z kanapy, podszedł do mnie i próbował mnie pocałować w policzek, ale ja się odsunęłam.
- Wyjdź! - starałam się grać jak najlepiej
Po minie Maxa i chłopaków widać było, że kupili nasze przedstawienie. Dziewczyny natomiast tarzały się ze śmiechu. Jak tylko chłopak wyszedł, dołączyłam do nich.
- Z czego wy się tak śmiejecie?! - wybuchnął Jay
- Z waszych min... Zobaczcie się w lustrze. - odpowiedziała Bianca przez śmiech
- To co robimy? - spytałam zmieniając temat
- Może butelka? - zaproponowała Nereesha - Ale masz iść po Nathana
- Muszę? - zapytałam z niechęcią
- Musisz!!! - wyprzedził dziewczynę Max
- No dobra...
Ubrałam kurtkę i wyszłam. Szłam ulicą i nagle poczułam kogoś ręce na moich biodrach.
- Nie powinnaś chodzić sama o tej porze.
Odwróciłam się i zobaczyłam... św. Mikołaja. Nie no żartuję... Zobaczyłam Nathan, który uśmiecha się zawadiacko
- Miałam po ciebie pójść, bo gramy w butelkę. Idziesz?
- Chętnie.
- To chodźmy.
Wziął mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę domu. Doszliśmy po 5 min. Weszliśmy do salonu i zaczęliśmy grę. Pierwsza kręciła Nereesha, bo to ona wymyśliła. Wypadło na Toma.
- Pytanie czy wyzwanie?
- Wyzwanie.
- Zbij lustro w salonie.
- Zwariowałaś?! Będę miał przez to 7 lat nieszczęścia!
- Sam wybrałeś...
- No dobra.
Poszedł do lustra, zdjął je ze ściany i rzucił na ziemię.
Potem kręcił Tom, Annabeth, Jay, Bianca, Nereesha, Jay, Nathan, Seev i Max. Gdy kręcił ten ostatni wypadło na Nathana.
- Pytanie czy wyzwanie?
- Wyzwanie. - powiedział twardo
- Pocałuj Thalię.
Gdy to usłyszałam, wyplułam na mojego kuzyna kawę, którą piłam i wykrzyknęłam "Że co?!".
- Czy ty zgłupiałeś?! Przed chwilą się z nim pokłóciłam, a ty mi z takim czymś wyskakujesz!
- Oj, no weź. To tylko gra... - próbował mnie przekonać
- Niech ci będzie... Jakieś warunki?
- Tylko taki, że ma być prawdziwy, a nie udawany.
- Dobra, do dzieła. Chcę mieć to już za sobą...
Nathan zbliżył się do mnie i nasze usta złączyły się w pocałunek, tak delikatny, że prawie go nie czułam.
- Młodzi, może już wystarczy...
- Przepraszam. - zarumieniłam się i odsunęłam swoją twarz od jego
- To ja przepraszam...
- Czyli co? Ma się rozumieć, że jesteście pogodzeni? - zapytał Max
- My pogodziliśmy się już wcześniej...
- Że co?! To po co te szopki odstawialiście?!
- Zastanawiam się czy nie pójść w ślady Michelle... Chyba dobrze mi idzie, skoro się nabraliście...
- Thalia! Ja cię uduszę! Lepiej uciekaj!...
- Nic mi nie zrobisz!
- Czyżby? - mówiąc to uniósł prawą brew - Jesteś pewna?
- Tak...
Nie dokończyłam, bo Max wziął mnie na ręce i zaniósł do łazienki, po czym odkręcił kran. Wrzucił mnie do wanny. Byłam cała mokra. Wygramoliłam się z tej wanny i zaczęłam go gonić. Pobiegłam za nim aż do kuchni, poślizgnęłam się i upadłam...

****************************************
Beznadzieja na maxa! Dziękuję wszystkim, którzy czytają te flaki z olejem.
Rozdział dedykuję całej rodzince :*

wtorek, 6 marca 2012

Rozdział 10

Wakacje minęły dość szybko, no ale cóż... Dyrektorka, p. Dodds, gadała jak najęta przez bite półtorej godziny na rozpoczęciu roku. Mówiła o szkolnej reprezentacji w piłkę ręczną, zajęciach dodatkowych  i o wymianie uczniowskiej. Zatkało mnie, bo o ile nie myli mnie pamięć to nasza "kochana" dyrektorka była zawsze temu przeciwna. "Ludzie się zmieniają, ale w tym wypadku chyba na krótko..." pomyślałam. Okazało się, że ostatnie klasy nie mogą brać w tym udziału, bo jest to organizowane tylko dla klas 2., więc nie ma szans. Powiedziała też, że każdej dziewczynie z mojej i równoległej klasy zostanie przydzielony jeden chłopak z wymiany.
- Jaki seksizmy. - szepnęła do mnie Bianca
- Mi też się to nie podoba, ale co ja mogę. Wiesz przecież, że według naszej wychowawczyni jestem tylko kolejnym dzieckiem, które demoralizuje młodsze pokolenia.
Potem dyrektorka wróciła jeszcze do reprezentacji szkolnej. W drużynie są: Bianca, Annabeth, Dorothy, Dianą, Patricią, Yvonne i... ja. Ucieszyłam się, bo zazwyczaj w takim składzie wychodzimy na grupowe imprezy, więc jesteśmy ze sobą bardzo związane. Do tego jeszcze naszym trenerem miał być p. Burner, który jest najlepszym nauczycielem w-f. Po uroczystości na hali wszystkie klasy udały się do przydzielonych im sal, gdzie wychowawcy rozdali plany zajęć i dopowiedzieli kilka słów o uczniach z wymiany. Dowiedziałyśmy się, że każdy z nich będzie miał korepetycje u jednej z nas, a u której to miało się okazać jutro na godzinie wychowawczej. Przy wyjściu złapał nas p. Burner, który chciał obgadać sprawy treningów i nazwy drużyny. Zaproponował nam nazwę "SSC Dawn London", na co my się zgodziłyśmy. W drodze powrotnej wszystkie siedem weszłyśmy do cukierni i kupiłyśmy 2 ciasta, 6 tacek (sporych) ciastek i 5 opakowań lodów. Mina sprzedawcy była bezcenna.
- Wy same to wszystko zjecie?! - zapytał z niedowierzaniem
- W domu czeka na nas jeszcze 5 chłopaków, więc niech się pan nie zdziwi, jeśli ktoś przyjdzie jeszcze po dokładkę. - odpowiedziała mu Bianca
Zapłaciłyśmy za wszystko i wyszłyśmy. Kiedy weszłyśmy do domu, usłyszałyśmy jakieś dziwne odgłosy z salonu. Weszłyśmy, a tam... A tam Max, Seev, Tom, Jay i Nathan nawalali się wszystkimi owocami jakie wpadły im w ręce: banany, jabłka, gruszki, pomarańcze, a raz nawet w ruch poszedł arbuz... Przynajmniej wszystko przykryli folią bąbelkową i zaoszczędzili sobie w ten sposób sprzątania... Krzyknęłyśmy wszystkie "CIASTO!!!" i już był spokój. Przynajmniej na chwilę... Ukroiłam każdemu po kawałku, a Tom (biedne dziecko) zaczął robić wyrzutnię z widelca, przez co kawałki ciasta leciały gdzie popadnie. Jeden trafił mnie w szyję, na co Nathowi zaświeciły się oczy. Odpowiedziałam mu miną "Are You Fucking Kidding Me?", ale on nie zwracał na mnie uwagi. Zbliżał się coraz bardziej, aż w końcu był na tyle blisko, żeby złożyć na mojej szyi delikatny pocałunek, zlizując kawałek ciasta.
- Może nie tak przy wszystkich? - to była Patricia
- Obrzydzacie nam jedzenie ciasta... - tym razem to był Max
- Jedzenie? Czy nawalanie się nim jak jacyś wariaci? - zapytałam
- My się nie nawalamy, tylko dzielimy w nietypowy sposób... - skomentował Tom
- Taa, jasne... Zresztą nieważne. Idziemy z dziewczynami na górę. Przed naszym wyjściem na kręgle wszystko ma być posprzątane. Zrozumiano?
- Tak jest! - odpowiedzieli zgodnym chórem
- A co z lodami? - zapytała Patricia
- Ja pójdę, a wy idźcie na górę. Zaraz będę. - odpowiedziałam
Zeszłam do chłopaków i zapytałam się:
- Chcecie coś z cukierni?
- Możesz nam kupić lody... - powiedział Seev
- Kupię, jeśli nie będziecie się już nimi rzucać.
- Ok - powiedzieli niechętnie
- Zaraz wracam. Jak wrócę to ma być posprzątane.
- Thalia, poczekaj chwilę. Pójdę z tobą. Nie masz nic przeciwko, prawda? - to był Jay
- Jasne, że nie. Zawsze ktoś się przyda do towarzystwa.
- Stary, wywiń tylko jakiś numer, to nie zobaczysz długo tych swoich loczków... - widać było, że Nath mówi to całkiem poważnie
- Spokojnie młody. Chcę z nią tylko pogadać...
Nałożyłam kurtkę i wyszliśmy.
- O czym chciałeś pogadać?
- Bianca ma urodziny za tydzień i nie mam pomysłu na prezent. Pomóż mi...
- Zaproś ją na kolację do siebie przy szampanie i świecach. Ona uwielbia włoską kuchnię, najlepiej gdyby było robione własnoręcznie. Będzie szczęśliwa. Uwierz mi.
- Dzięki za radę. Co ja bym bez ciebie zrobił?
- Chyba byś zginął na miejscu.
Wybuchnęliśmy śmiechem. Kupiliśmy 4 pudełka lodów i wróciliśmy do domu. Weszliśmy, a salon lśnił czystością. Na kanapie siedział Max, Tom i Seev. Oglądali jakiś program w TV. Nathana nie było.
- Max, gdzie jest Nath?
- Mówił, że idzie do toalety... Siedzi tam już jakieś 15 min.
- Ok. Jakby co lody stoją w kuchni na stole.
- Poradzimy sobie. Koleżanki na ciebie czekają.
Weszłam do pokoju, a dziewczyny gadały w najlepsze, ale jednej mi brakowało.
- Dziewczny, gdzie jest Paricia?
- W łazience. Trochę długo tam siedzi...
- A tak mniej więcej to ile tam siedzi?
- Około 15 min.
Wyszłam z pokoju i skierowałam się do łazienki. Otworzyłam drzwi, a tam Patricia, która przywala się do Nathana. Najbardziej mnie zdziwiło to, że on wogóle nie zaprzeczał. Zamknęłam drzwi z wielkim hukiem i zbiegłam do kuchni. Zaczęłam wyciągać miski, tarkę, nóż, łyżki i inne rzeczy + marchewkę, paprykę itd. Zaczęłam kroić marchewkę, kiedy ktoś wszedł do kuchni. To były Annabeth i Bianca, ale od razu się wycofały, kiedy zobaczyły, że znęcam się nad marchewką. Gotowanie zawsze było moją ucieczką od rzeczywistości. Tą pasję zaszczepiła we mnie moja mama, która była restauratorką. Zaraz po dziewczynach do kuchni wszedł Nathan.
- Dziewczyny cię nie uprzedziły, że nie warto przeszkadzać mi w gotowaniu? - zapytałam ze złością w głosie
- Nie...
- Szkoda, bo coś by ci się mogło stać w tą twoją śliczną buźkę. - powiedziałam bawiąc się nożem
- Słuchaj, to co widziałaś, to nie było tak jak myślisz...
- To w takim razie jak?!
- No bo...
- Właśnie. Zaufałam ci! Obiecywałeś mi, że nie będziesz taki jak Chris... I co? Wszyscy jesteście tacy sami: kłamliwi i ulegli!
- Thalia, posłuchaj...
Próbował złapać mnie za rękę, ale ja mu się wyrwałam.
- Co?! Może dać ci jeszcze 5 min. na wymyślenie jakiejś wiarygodnej wymówki?
- Proszę...
- Nie! Mam już dość takich facetów!
Powiedziałam to i wybiegłam z domu. Biegłam przed siebie, prawdobodobnie do parku. Do tego samego, w którym Nathan powiedział mi, że mu na mnie zależy. Miałam przy sobie iPoda, więc włożyłam słuchawki do uszu i wsłuchałam się w słowa piosenki Bruno Marsa "Grenade":
Easy come, easy go
That's just how you live, oh
Take, take, take it all
But you never give,
Should have known you was trouble from the first kiss
Had your eyes wide open,
Why were they open?

"Jaka ja mogłam mu zaufać? Byłam taka naiwna." Siedziałam pod drzewem i płakałam. W końcu postanowiłam wrócić do domu. Nikogo nie zastałam. Może to nawet i lepiej. Chciałam posiedzieć sama. Skierowałam się do swojego pokoju, ale coś mnie podkusiło, żebym poszła na taras. Weszłam, a tam...

***************** Oczami Natha ***********************
Thalia weszła do łazienki, kiedy Patricia się do mnie przystawiała. Nie mogłem jej powstrzymać, bo groziła mi, że zrobi coś Thalii. Zgodziłem się na jej warunki, ale pech chciał, żeby właśnie wtedy weszła Thalia. Usłyszałem tylko huk drzwi. Zostawiłem Patricię i pobiegłem za nią do kuchni. Siedziała tam i bawiła się nożem.
- Dziewczyny cię nie uprzedziły, że nie warto przeszkadzać mi w gotowaniu? - zapytałam ze złością w głosie
- Nie...
- Szkoda, bo coś by ci się mogło stać w tą twoją śliczną buźkę. - powiedziałam bawiąc się nożem
- Słuchaj, to co widziałaś, to nie było tak jak myślisz...
- To w takim razie jak?!
- No bo...
- Tak myślałam. Zaufałam ci! Obiecywałeś mi, że nie będziesz taki jak Chris... I co? Wszyscy jesteście tacy sami: kłamliwi i ulegli!
- Thalia, posłuchaj...
- Co?! Może dać ci jeszcze 5 min. na wymyślenie jakiejś wiarygodnej wymówki?
- Proszę...
- Nie! Mam już dość takich facetów!
Po wypowiedzeniu tych słów wybiegła z domu. Po niej do kuchni wparował Max.
- Coś ty jej zrobił?!
Zacząłem mu opowiadać o Patrici i jej groźbie.
- Powiedziałeś Thalii o tym? - dopytywał się
- Nie mogłem. Pomyślałaby, że to wszystko zmyśliłem, żeby wymigać się od konsekwencji. Ona mi już nie zaufa. Co ja mam zrobić?
- Masz szczęście, że Mich nie ma w domu. Ona by ci oczy wydłubała, ale skupmy się na odzyskaniu Thalii... Zrobimy tak: ja, Tom, Jay, Seev i dziewczyny pójdziemy do sklepu, kupimy wszytsko i przygotujemy. Potem wyjdziemy do kina, więc będziesz miał ok. 3 h, żeby wszystko jej wytłumaczyć.
- A jeśli to nie wypali?
- To masz pecha... Bądźmy dobrej myśli.
- Jak chcesz.
Zabraliśmy się za przygotowanie niespodzianki. W końcu Thalia wróciła do domu. Była cała zapłakana. Makijaż spływał po jej różanych policzkach, a miodowe włosy były w nieładzie. Skierowała się do swojego pokoju, ale zatrzymała się przed wejściem na taras...

**************************************
Taki jakiś długi mi wyszedł. Miałam wenę, to napisałam. Wyszedł do kitu, ale cóż zdarza się...
Rozdział dedykuję Marci, która razem ze mną płakała z powodu koszulek... :)

poniedziałek, 5 marca 2012

Dziękuję! :*

Właśnie zobaczyłam, że mój blog ma już 1001 odwiedzin! Dziękuję wszystkim, którzy się do tego przyczynili, a są to: Ada;), Kinga, Lauren, Hela, asia0987, Kinia***, marcia, wariatka, bella:), Patrycja, Weer, nicely, Peace i Ada <3 Jeśli kogoś pominęłam to bardzo przepraszam.
Dziękuję wam jeszcze raz!
Całuję,
Gabi:)

czwartek, 1 marca 2012

Rozdział 9

********************** Perspektywa Nathana*****************
Jechałem z chłopakami na spotkanie z dziewczynami, kiedy zauważyłem na wystawie w sklepie jubilerskim łańcuszek z zawieszką w kształcie serca. Od razu pomyślałem o Thalii. Poprosiłem kierowcę, żeby się zatrzymał. Jay od razu wypalił z pytaniem:
- Młody, a ty gdzie?
- Do jubilerskiego. Chcę coś kupić Thalii.
- Ok. To cię nie zatrzymuję. Tylko się pospiesz...
- Dobra. Będę za góra 10 min.
Wszedłem do sklepu i wybrałem ten najładniejszy. Gdy wychodziłem jakiś chłopak rzucił się na mnie z pięściami. Dopiero po chwili zobaczyłem, że to był były Thalii - Chris. Zaczął wrzeszczeć pod moim nazwiskiem dużo wyzwisk. W końcu otrząsnąłem się i próbowałem się podnieść, ale nie dałem rady. Chris przyłożył mi jeszcze pare razy i odszedł. Potem zemdlałem. Obudziłem się dopiero w szpitalu. Od razu poprosiłem doktora, żeby wykonał telefon do Thalii. Słyszałem tylko początek rozmowy, bo potem doktor wyszedł z sali. Kiedy wrócił, powiedział, że moja dziewczyna będzie tu za jakieś 15 min. Nie pozostało mi nic innego jak na nią czekać...

 ********************** Wracamy do Thalii******************
Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy. Po 5 min. drogi dojechaliśmy. Zaszliśmy do recepcji i zapytaliśmy o numer sali. Nathan leżał w sali nr 18. "Jaki zbieg okoliczność..." Weszliśmy do sali. Trochę się bałam z początku, więc weszłam jako ostatnia. Kiedy ujrzałam mojego chłopaka, omal się nie popłakałam. Podeszłam i przytuliłam się do niego. Gdy zobaczył łzę na moim policzku, wytarł ją i się uśmiechnął czule.
- Nie płacz, wszystko będzie w porządku...
- Mam nadzieję...
Wtedy właśnie przyszedł doktor. Poprosił mnie o rozmowę na osobności.
- Czy Nathan z tego wyjdzie?
- Na pewno, ale musi zostać u nas jeszcze na obserwacji.
- Będę mogła go jutro już zabrać?
- Oczywiście.
- Żadnych poważnych obrażeń nie poniósł, prawda?
- Ma mocno stłuczoną rękę i parę siniaków. Nic poważniejszego nie wykryliśmy.
- Dzięki Bogu.
- Ale jeszcze parę ciosów i pani chłopak miałby minimalne szanse na przeżycie.
- Najważniejsze jest to, że nic mu nie jest.
Wróciłam z doktorem do sali. Doktor zaczął rozmawiać z Biancą, Annabeth, Tomem i Jayem, a ja usiadłam na łóżku obok Natha. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Słyszałam jego równy oddech.
- Zapomniałem ci powiedzieć, że pięknie wyglądasz.
- Dziękuję. Tobie też do twarzy w szpitalnych ciuchach. - powiedziałam próbując rozluźnić atmosferę, co mi się udało.
Po chwili oboje zaczęliśmy się śmiać. Ten jego melodyjny śpiew, niesamowicie zielone oczy, spokojny głos i wszystko inne z nim związane. Pomyśleć, że jeszcze kilka ciosów i mogłabym go stracić... Na samą myśl popłynęła mi łza, a co by było gdyby to było coś poważniejszego. Chyba bym popadła w depresję...
- Jutro cię wypiszą. Przyjadę po ciebie o 13:00. Może być?
- Pewnie. Przyjeżdżaj kiedy tylko chcesz.
- Wezmę ci rzeczy do przebrania.
- Dzięki. Co ja bym bez ciebie zrobił? Tu masz klucze...
- Nie będą potrzebne. U mnie w łazience zostały jeszcze twoje ciuchy, po tym jak nocowałeś u nas, a co do butów to kupię ci nowe...
- Na to nie pozwolę!
- Ale ty nie jesteś moim ojcem, żeby mi mówić co mogę, a czego nie. I tak ci kupię ta buty. To będzie rewanż za kolację...
- Która nie wypaliła... - przerwał mi Nath
- I za sukienkę.
- Podoba ci się? Michelle i Nereesha pokazały mi ten sklep, a ja ją wybrałem.
- Jest piękna. Dziękuję!
Rzuciłam mu się na szyję i pocałowałam. On odwzajemnił to i trwaliśmy tak, dopóki ktoś nam bezczelnie przerwał. Oczywiście tym ktosiem był Tom, który nie mógł wytrzymać widoku całujących się ludzi.
- Thalia, musimy już jechać. Michelle się nie pokoi.
- Już idę! Daj mi jeszcze 5 min.!
Przytuliliśmy się na pożegnanie i wyszłam ze szpitala.