sobota, 25 lutego 2012

Rozdział 5

Do "Greenhousa" doszłam po 10 min. Chłopaka jeszcze nie było, więc usiadłam do stolika i zamówiłam kawę. W końcu przyszedł, chowając coś za plecami. Usiadł przy stoliku i wręczył mi czerwoną różę.
- Ojejku, dziękuję. Nie musiałeś...
- Ale chciałem. Róża dla dziewczyny, na której mi naprawdę zależy. O czym chciałaś ze mną porozmawiać?
- O dzisiejszym spacerze. Przemyślałam wszystko.
- No i?
- I mi też na tobie bardzo zależy...
- Naprawdę?
- Nie, na niby. Jasne, że tak.
- Czyli mam jakieś szanse?
- Minimalne - droczyłąm się z nim - ale zawsze jakieś są.
- To mi wystarczy.
Chłopak się do mnie zbliżył i nasze usta połączyły się w jedność. Tym razem był to pocałunek pełen namiętności.
- Nathan...
- Yhym...
- Może chdżmy do ciebie?
Wyszliśmy z restauracji. Szliśmy trzymając się za ręce. Gdy już doszliśmy, chłopak zaczął mnie znowu całować po szyi. Doszliśmy do jego pokoju. Nathan popchnął mnie lekko na łóżko, próbując pozbyć się mojej bluzki. Oprzytomniałam dopiero gdy leżałam w samej bieliźnie.
- Nathan, ja nie mogę. To dla mnie za wcześnie. Przepraszam.
- Nie. To ja powinienem przeprosić. Więc przepraszam.
- Zapomnijmy po prostu o tym, dobrze?
- Ok.
Ubrałam się z powrotem i położyłam się obok chłopaka na łóżku.
- Czyli od teraz jesteśmy parą, tak? - zapytał się Nath
- Chyba tak...
- Chyba?
- Żartuję przecież! Jasne, że jesteśmy.
- Kocham cię. - powiedział.
- Ja ciebie też.
Leżeliśmy na łózku rozmawiając, śmiejąc się i wygłupiając, aż w końcu zasnęliśmy. Obudziłam się o 7:54 wtulona w Natha. Postanowiłam go nie budzić. Zeszłam na dół i wyjęłam telefon z torby. Miałam 12 nieodebranych połączeń od Michelle, 10 od Maxa, 9 od Bianci i 5 od Annabeth. Postanowiłam zadzwonić do tej ostatniej. Odebrała po 5 sygnałach.
- Thalia?! Gdzie ty się podziewasz do cholery?!
- Siedzę u Nathana, a co?
- Co?! Michelle odchodzi od zmysłów, a Max już chciał na policję zapierdzielać!
- ...
- Zaraz po ciebie przyjadę! Nigdzie nie wychodź!
- Dobra. Czekam.
W tej samej chwili poczułam jak ktoś składa pocałunki na mojej szyi. Oczywiście tym ktosiem był... Chris (?).
- Co ty tutaj robisz?!
- Jak to co? Przyszedłem się spotkać z moją dziewczyną.
- Dziewczyną?! Chyba cię coś pojebało. Wolałeś tamtą lafiryndę. Co rzuciła cię?
- Nie. To JA z nią skończyłem.
- A tak poza tym co robisz w nieswoim mieszkaniu?!
- Już ci mówiłem. Przyszedłem się z tobą spotkać.
Chris zbliżył się do mnie i chciał mnie pocałować, ale w tej samej chwili do pokoju wszedł Nathan i go odsunął ode mnie.
- Koleś, co ty odstawiasz?! - zapytał ze złością w oczach Nathan
- Jak to co? Chciałem pocałować moją dziewczynę.
- Chyba raczej BYŁĄ dziewczynę - wtrąciłam się.
- Wypad stąd, bo jak nie to dzwonię po policję! - Nathan był już naprawdę wściekły
- Widzę, że nic tu po mnie. Zobaczysz jeszcze do mnie wrócisz na kolanach! - zwrócił się do mnie
- Jasne. Prędzej chyba się zbiję, niż popełnię tan sam błąd.
Gdy wyszedł, rozpłakałam się. Nathan mnie przytulił.
- Nic ci nie jest? - zapytał się z niepokojem
- Wszystko jest ok. Annabeth zaraz po mnie przyjedzie, bo Mich się już o mnie niepokoi.
- Pojadę z wami. Chcę być przy tobie.
- No dobrze. Ale wiedz, że to nie będzie przyjemna rozmowa...


************************************
Rozdział znów dedykowany Adzie;), która domagała się tak tego rozdziału. Mam nadzieję, że się wam podoba. Komentujcie, please. Podnosi mnie to na duchu i mam motywację.
Gabi:)

3 komentarze:

  1. Super Gabi.
    Dziękuję znowu za dedyka. Wiesz, no jeśli chcesz motywacje to mi powiedz, a ja Cię na mówię. Kocham Cię. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. aaaa, wreszcie są razem ;D to teraz im się dostanie od Michelle ;)
    super rozdział ;**

    OdpowiedzUsuń